Jak obiecałam...trochę krótkie:c
-Wierzysz w Boga braciszku?- zapytałem chwytając go za nadgarstek. Zjechałem ręką na jego dłoń. Była okropnie zimna.
-A powinienem wierzyć?- odpowiedział.- Powinnyśmy wierzyć w coś, czego tak naprawdę nie ma?
Przekrzywiłem głowę w bok, patrząc na niego uważnie. Próbowałem zrozumieć co właśnie do mnie powiedział, jednak nie za bardzo mi to wyszło. Nawet przez rękawiczkę czułem jak zimna jest jego dłoń. Martwiło mnie to. Ciemne kosmyki jego poszarpanych włosów delikatnie falowały na wietrze. Był zapatrzony w horyzont. Zastanawiałem się co jest w nim takiego ciekawego.
-Ludzie mówią, że Bóg jest w niebie.- głos brata przerwał ciszę i nadał jej odpowiednią barwę.-Unieś głowę w górę i spójrz.
Zrobiłem dokładnie to, co powiedział. Kilka płatków śniegu zawirowało w powietrzu. Uciekły pod wpływem mojego oddechu.
-Widzisz Go?-zapytał.
Zmarszczyłem brwi uważnie wpatrując się w niebo. Widziałem ciemne chmury oraz promienie słońca, które próbowały się przez nie przedostać.
-Nie...- odparłem ponownie przenosząc wzrok na brata.
On uśmiechnął się lekko. Był cały blady.
-Ponieważ Go tam nie ma.- szepnął brunet.-Po prostu nie ma.
-To dlaczego mama mówiła, że Bóg istnieje?-zapytałem zaciekawiony.
Poczułem jak starszy ode mnie chłopak mocno zaciska pięści. Bolało.
Dobrze pamiętałem, że zawsze na dobranoc tata czytał mi książkę. Była gruba, w twardej, białej okładce. Opowiadała o mężczyźnie, który umarł, za wszystko. Za ludzi. Złych i dobrych. Nie rozumiałem tego zupełnie, a jednak zawsze słuchałem tego z zaciekawieniem. Podczas obiadu modliliśmy się przed i po posiłku. Rodzice opowiadali o Bogu. Może mówili nieprawdę?
-Gdyby Bóg istniał, nie pozwoliłby żebyśmy zostali sami.- brunet spojrzał na mnie i skrzywił się lekko.
Był jeden grób, z marmuru. Staliśmy przed nim, cali zmarznięci. Śnieg przykrył imiona rodziców tak samo jak płytę nagrobkową. Na niej był jeden znicz. Tylko jeden. Od nas, dla nas. Nie rozumiałem tego wszystkiego.
-Kiedy wrócą?- zapytałem wtulając się w ciepłe ciało mojego brata.
-Już nigdy.- szepnął.- Chodź, wracamy.
Chłopak chwycił mnie za rękę. Pożyczyłem mu swoją rękawiczke.
Tak bardzo nie chciałem żeby było mu zimno. Nie chciałem żeby mnie opuszczał.
Był jedyną osobą, która mi została.
Nie mam pomysłu co tu napisać....
wtorek, 14 października 2014
poniedziałek, 13 października 2014
Ohayo~~
Yo:3
Hm...ja tu jeszcze jestem;___;
Jak narazie moja wena sobie poszła w chuj...
Nie mam pojęcia co dopisać do AiS
Yey, a to dopiero drugi rozdział...
Będzie ciężko..
Postaram się dodać coś jutro~~
Przepraszam, że nic nie dodałam przez ostatni czas^^
Hm...ja tu jeszcze jestem;___;
Jak narazie moja wena sobie poszła w chuj...
Nie mam pojęcia co dopisać do AiS
Yey, a to dopiero drugi rozdział...
Będzie ciężko..
Postaram się dodać coś jutro~~
Przepraszam, że nic nie dodałam przez ostatni czas^^
piątek, 19 września 2014
Rozdział II AiS
W końcu!
Przyjaciółka była tak miła, że sprawdziła mi rozdział:3
Po prostu kofciam tą kobietę, noooo xD
Dziękuję!!!
Rozdział II
Ciche mruczenie, delikatne futerko oraz ciepły kocyk... było mi przyjemnie, no, oczywiście nie w takim sensie, aczkolwiek całkowicie innym...ech...bez skojarzeń proszę.
Otworzyłem oczy po krótkiej chwili i zaraz przed sobą zobaczyłem Oi. Jego niesamowicie białe ząbki oraz piękne, zielone oczka wpatrywały się w moją postać bezlitośnie. Przeciągnął się, niczym rasowy kocur i usadowił się na moich kolanach, przykrytych szarym kocem. Cudownym, szarym kocykiem, który towarzyszył mi już od dłuższego czasu. Futerko Oi było miękkie, puchate i całkowicie brązowe, całe brązowe. Nie było na nim żadnych pasków, ciapków, kółek, ani łatek, po prostu czyste, zadbane futro...i tyle. Przeciągnąłem się na zmianę otwierając i zamykając oczy. Zasłoniłem dłonią swoje ustka, ziewając i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pokój wydawał mi się nieco znajomy...ba, oczywiście, że znajomy. Błękitne ściany oraz białe dodatki, były tylko i wyłącznie sprawką Ruki. Chociaż, szczerze mówiąc...dużo się zmieniło od czasu, gdy byłem tu ostatni raz. Dwa małe, miękkie łóżka zostały przesunięte w kąt pokoju, tuż przy oknie. Na przeciwko niego, obok kalmerkowych drzwi stało białe, urocze biurko. Reszta pozostała na razie nie tknięta, choć Ruka wspominała coś o ponownym przemeblowaniu pokoju. Oi znów zamruczał, tym razem głośniej i tak jakby chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Co prawda to prawda. Udało mu się to zrobić. Spojrzałem na niego przez chwilkę tak, jakbym w ogóle nie wiedział, skąd on się tam znalazł. No, w rzeczywistości tak naprawdę nie wiedziałem, aczkolwiek, mniejsza o to. Kocur wskoczył na mój tors, przez co znowu położyłem się na plecy. Westchnąłem cicho i pogłaskałem go po grzbiecie, przez co jeszcze bardziej zaczął się łasić. Oi zarmruczał raz jeszcze, przejechał ogonem po mojej klatce piersiowej i zeskoczył na ziemię, na ciemne panele. Spojrzałem na niego lekko zaskoczony, ale później wstałem z łóżka.
Po moich nogach przeszły ciarki, podłoga była naprawdę zimna. Tamtego wieczoru, postanowiłem z tatą dłużej pospać. Zasłoniłem zasłony żeby nic mi nie przeszkadzało w drzemce, jednak nie przewidziałem, że kot mojej przyjaciółki będzie taki złośliwy i mnie obudzi.
Całkowicie nie zważając już na jego poczynania rozsunąłem zasłony, ciesząc się ciepłym, słonecznym porankiem. Miałem dużo czasu do kolejnego wyjazdu. Otworzyłem okno wpuszając do środka świeże powietrze. Lubiłem tą ciszę i spokój, kiedy bezproblemowo mogłem wstać i po przeciągać się przed oknem. Kiedy po krótkiej chwili przeszłem przez pokój i wyciągnąłem ze swojej torby szampon, czyste ubranie i ręcznik Oi znów zamruczał. Wskoczył na moje łóżko po czym ułożył się w mały kłębek. Miałem ochotę zrzucić go na podłogę.
-Głupi kocur.-wymruczałem pod nosem orientując się jakie z niego sprytne zwierzę.
Wcześniej gdy spałem nie mógł sobie znaleźć przy mnie miejsca. Obudził mnie i wywlokł z łóżka jedynie po to, żeby samemu ułożyć się na miękkiej pościeli. Jakby zapomniał, że w pokoju znajduje się jeszcze jedno, identyczne łóżko. Westchnąłem cicho i wyszłem z pokoju. Po prostu nie miałem słów. Przeszłem przez korytarz, dość szybko, ale uważnie. Zimno przeszło przez moje stopy dalej, do łydek, kolan oraz ud. Mogłem wziąść kapcie albo jakieś skarpetki do spania. Jednak z drugiej strony skąd mogłem wiedzieć, że zatrzymamy się u Ruki?
Wchodząc do łazienki poczułem słodki zapach lawendy. Owszem, lubiłem go. Zawsze w charakterystyczny sposób drażnił moje nozdrza i wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę. Zamkłem drzwi łazienki i już po chwili bokserki wolno spłynęły po moich udach w dół nóg, a koszulka, którą wcześniej miałem na sobie wylądowała na podłodze.
Cieszył mnie fakt, że mogłem na spokojnie wziąść prysznic. Ciepłe krople wody działały na mnie bardzo uspokajająco, a samotność pozwalała na przemyślenia.
Wciąż jednak byłem myślami u Akiry. On, w objęciach innego chłopaka. Na początku, nie umiałem sobie tego wyobrazić, myślałem, że to znowu jego zakichany żart. Oprzytomniałem dopiero po jakimś czasie, po dość długim śnie i porządnej kąpieli.
Bardzo dobrze wiedziałem, że mój związek z Akirą jest na sto procent skończony. Nie dawałem sobie nadziei, że stanie się jakikolwiek cud i do siebie wrócimy. Chociaż bardzo go kochałem pozwoliłem mu odejść wiedząc, że będzie szczęśliwy z innym. Chciałem dla niego jak najlepiej, a jeżeli jego związek z innym chłopakiem dawał mu szczęście, to nie miałem nic do powiedzenia. Po prostu życzyłem im wszystkiego dobrego, ponieważ co innego mogłem zrobić? Stać przed nimi i bezsensownie płakać czy udawać, że nic mnie to nie obchodzi? Przeżyłem z nim kilka pięknych miesięcy, delikatnych, czułych i ciepłych. Bez kłótni czy złości. Uwielbiałem gdy Akira się uśmiechał. Tak pięknie wtedy wyglądał.
Powoli przesunąłem dłońmi namydlając kark, ramiona. Zjechałem na obojczyki i klatkę piersiową. Zadrżałem lekko w odpowiedzi na dotyk. Szczególnie gdy myślałem o nim. Moje ciało przepełniło ciepło, a umysł całkowicie wypełnił się myślą o moim ukochanym.
Akira był wysokim, dość dobrze zbudowanym siedemnastolatkiem. Nie zawsze się uśmiechał, ponieważ uważał, że nie wyglądał wtedy zbyt atrakcyjne, aczkolwiek odpychająco. Wyraz jego twarzy wtedy gdy się śmiał, albo i chichotał był fascynujący. Jego czarne tęczówki przyciągały spojrzenia równie dobrze jak jego jasna karnacja. Był ideałem w każdym calu, przynajmniej dla mnie. No i jeszcze dla kogoś.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej. Na moim chudym ciałku lśniły małe, niestarte kropelki wody. Wytarłem się ręcznikiem i podszedłem do lustra. Uśmiechnąłem się leciutko sam do siebie. Poprawiłem grzywkę zakładając rude kosmyki włosów za ucho. Uwielbiałem swoje spojrzenie, zielonkawe tęczówki z ciekawością obserwujące wszystko dookoła. I te piegi...Zrzuciłem ręcznik na zmienię i ubrałem swoje ulubione bokserki, czarne w szarawe samolociki. Skarpetki bialutkie jak stokrotki zagościły na moich stopach, powiedziały im "dzień dobry". Znowu wytarłem nogi ręcznikiem. Założyłem ciemne rurki, ponieważ było błoto po ulewie. Chociaż i tak dzisiejszy dzień także miałem spędzić w samochodzie nie chciałem dawać moich ulubionych spodni znowu do prania, więc ubrałem na siebie inne. W tych też mój tyłek wyglądał dobrze. Pachnąca po praniu, wysuszona i wyprasowana szara koszulka wylądowała koło umywalki, ponieważ w zamyśleniu analizowałem aktualną pogodę. Bezsensowne. Po krótkiej chwili znowu chwyciłem ją do moich małych, dziecięcych dłoni nieco mnąc jej prawy rękawek. Nie przejąłem się tym, ubrałem koszulkę. Żeby było szybciej wziąłem suszarkę i szybko wysuszyłem włosy, nieco targając ich pasemkami na wszystkie strony. Moja piękna szczecina trochę pocierpiała przy rozczesywaniu kołtunów, ale wszystko skończyło się "Happy Endem" ponieważ MOJA truskawkowa odżywka bardzo mi pomogła. Uwielbiam truskawki. To najsmaczniejsza rzecz pod słońcem, rzecz jasna, druga
zaraz po mnie, najpiękniejsza (zaraz po mnie), no to ogólnie świetny owoc który u mnie, spożywany jest codziennie. Nie przesadzajmy. Prawie codziennie.
Stanąłem przed lustrem. Jeszcze kilka popraweczek. Włożyłem sobie moje ulubione spinki do włosów. Wyciągłem z kosmetyczki tusz do rzęs, otwarłem go i rozszerzyłem szerzej powieki. Przecież nie chciałem, żeby kawałek tuszu wpadł mi do oka, prawda?
Żartowałem. Dla mnie tylko kobiety powinny się malować.
Zamkłem klapę ubikacji i spuściłem wodę. A przynajmniej próbowałem. Wyszedłem z łazienki po około pięciu minutach ponieważ siłownie się ze spłuczką toaletową aż tyle mi zajęło. Poszedłem do pokoju i włożyłem rzeczy do torby. Oi spał na mojej poduszce. Westchnąłem cicho zażenowany i powoli ruszyłem w stronę kuchni, z zamiarem zrobienia sobie śniadania.
Po długich, dogłębnych przemyśleniach, krótkim, ale odprężającym prysznicu mogłem zdecydowanie powiedzieć, byłem wypoczęty. Chociaż brakowało mi jeszcze kilka godzin drzemki, zeszłem na dół. Zaskoczył mnie fakt, że przy blacie siedziała Ruka.
-Hey, od jak dawna nie śpisz?-zapytałem z uśmiechem. Podszedłem w jej stronę i usiadłem na krześle.
-Odkąd twój zacny ojczulek poprosił mnie żebym zrobiła mu śniadanie, bo o mało co nie rozwalił mi kuchni.-brunetka spojrzała na mnie krzywo i napiła się herbaty.-Włożył jajka do mikrofalówki żeby szybciej się podgrzały.-wytłumaczyła.-Na szczęście zdążyłam w porę zareagować.
-Właśnie dlatego w domu to ja gotuje.- zaśmiałem się.-Poszedł znowu spać?-zapytałem po chwili zastanowienia.
Ruka spojrzała na mnie uważnie i powoli zrobiła łyka herbaty, jak już zdążyłem zauważyć malinowej. Przez chwilkę poczułem się niezręcznie, jej wzrok przeszedł przez całe moje ciało, z dołu do góry, albo i na odwrót.
-Ichiru już dawno temu pojechał.-powiedziała cicho. Zaskoczył mnie ten fakt. Kiedy spojrzałem przez okno rzeczywiście, naszego samochodu nie było.- Mówił mi, że jedzie po kogoś do szpitala, a później się wraca. Będą tak...po południu.
-Miałem jechać z nim...-wymamrotałem pod nosem kładąc twarz na blat kuchenny.-I co my będziemy robić tyle czasu?
-Pooglądamy telewizję, a potem zrobimy obiad dla całej naszej czwórki!- zaproponowała. To raczej brzmiało jak rozkaz, a nie...propozycja.
Zadowolony potwierdziłem ruchem głowy, że się zgadzam. Nie chciało mi się z nią sprzeczać.
-Ale najpierw zrób mi kakao!- powiedziałem z uśmiechem na ustach.
Z uśmiechem patrzyłem na sos oraz pomidory przypiekające się na patelni. Powoli przemieszałem jej zawartość wielką, drewnianą łychą po czym wyjąłem z szafki cztery płaskie talerze i zgrabnym ruchem rozłożyłem je na stole. Ruka w tym domku miała podobnie jak było u nas, ponieważ kuchnia została połączona z jadalnią. Koło talerzy wylądowały sztućce oraz kilka podkładek pod garnki. Obiad był gotowy, natomiast nie wiedziałem co było z resztą domu. Ruka zarządziła, iż sam poradzę sobie z obiadem, a ona wtedy posprząta na przyjazd nieznajomego nam gościa. W sumie mi to nie przeszkadzało, dlatego też nie wyraziłem sprzeciwu wobec tego. Zdecydowanie bardziej wolałem gotować niż sprzątać, a z związku z tym, że miałem składniki tylko i wyłącznie na spaghetti, to musiałem je zrobić.
-Jak ci idzie?-usłyszałem głos dziewczyny. Byłem pewny, że siedziała w salonie.
-Hmm...w sumie z obiadem czekamy tylko na nich.-powiedziałem po krótkim zamyśleniu. Przejechałem dłońmi po stole. Interesowało mnie z kim przyjedzie Ichiru.-Ciebie też to ciekawi?
Nastała chwila ciszy.
-Ale co?-zapytała Ruka, wychylając się zza ściany.
Wiedziałem po wyrazie jej twarzy, że w tamtym momencie całkowicie zbiłem ją z tropu. Zaśmiałem się.
-O tym naszym "gościu", który ma przyjechać z Ichiru.-wszedłem do salonu i rozejrzałem się nieco.-Pomóż ci w czymś?
-Nie, dzięki. Już wszystko jest.-odpowiedziała kładąc fotografię w ciemno brązowej ramce na półkę. Była tam mała, malutka Ruka i jej rodzice, idealnie dopasowana do siebie para, słodkie, kochające się małżeństwo. Rzygam tęczą i sram brokatem, naprawdę.-A to...to tak, jak najbardziej mnie ciekawi kogo przywiezie ze sobą twój ojciec. Mówił ci coś wcześniej?
-Wiem tylko tyle, że ta osoba miała krótką wizytę w szpitalu.-odpowiedziałem. Dziewczyna wstała i wzięła do ręki szmatkę, którą chwilę wcześniej ścierała kurze.-Gdy Ichiru dowiedział się o tym w sekundę zebrał się, odwołał spotkania i wpakował mnie do samochodu. Na całe szczęście zdążyłem wziąść kilka moich i jego rzeczy do torby.
-Uważam, że to będzie jakaś kobieta.-powiedziała po krótkim namyśle Ruka.-Zadzwoniła do niego, żeby się nią zaopiekował, później tu przyjadą i po jakimś czasie wezmą ślub, a ty będziesz miał macoche z bachorami do bawienia.
Spojrzałem na nią zażenowany.
Przyjaciółka była tak miła, że sprawdziła mi rozdział:3
Po prostu kofciam tą kobietę, noooo xD
Dziękuję!!!
Rozdział II
Ciche mruczenie, delikatne futerko oraz ciepły kocyk... było mi przyjemnie, no, oczywiście nie w takim sensie, aczkolwiek całkowicie innym...ech...bez skojarzeń proszę.
Otworzyłem oczy po krótkiej chwili i zaraz przed sobą zobaczyłem Oi. Jego niesamowicie białe ząbki oraz piękne, zielone oczka wpatrywały się w moją postać bezlitośnie. Przeciągnął się, niczym rasowy kocur i usadowił się na moich kolanach, przykrytych szarym kocem. Cudownym, szarym kocykiem, który towarzyszył mi już od dłuższego czasu. Futerko Oi było miękkie, puchate i całkowicie brązowe, całe brązowe. Nie było na nim żadnych pasków, ciapków, kółek, ani łatek, po prostu czyste, zadbane futro...i tyle. Przeciągnąłem się na zmianę otwierając i zamykając oczy. Zasłoniłem dłonią swoje ustka, ziewając i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pokój wydawał mi się nieco znajomy...ba, oczywiście, że znajomy. Błękitne ściany oraz białe dodatki, były tylko i wyłącznie sprawką Ruki. Chociaż, szczerze mówiąc...dużo się zmieniło od czasu, gdy byłem tu ostatni raz. Dwa małe, miękkie łóżka zostały przesunięte w kąt pokoju, tuż przy oknie. Na przeciwko niego, obok kalmerkowych drzwi stało białe, urocze biurko. Reszta pozostała na razie nie tknięta, choć Ruka wspominała coś o ponownym przemeblowaniu pokoju. Oi znów zamruczał, tym razem głośniej i tak jakby chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Co prawda to prawda. Udało mu się to zrobić. Spojrzałem na niego przez chwilkę tak, jakbym w ogóle nie wiedział, skąd on się tam znalazł. No, w rzeczywistości tak naprawdę nie wiedziałem, aczkolwiek, mniejsza o to. Kocur wskoczył na mój tors, przez co znowu położyłem się na plecy. Westchnąłem cicho i pogłaskałem go po grzbiecie, przez co jeszcze bardziej zaczął się łasić. Oi zarmruczał raz jeszcze, przejechał ogonem po mojej klatce piersiowej i zeskoczył na ziemię, na ciemne panele. Spojrzałem na niego lekko zaskoczony, ale później wstałem z łóżka.
Po moich nogach przeszły ciarki, podłoga była naprawdę zimna. Tamtego wieczoru, postanowiłem z tatą dłużej pospać. Zasłoniłem zasłony żeby nic mi nie przeszkadzało w drzemce, jednak nie przewidziałem, że kot mojej przyjaciółki będzie taki złośliwy i mnie obudzi.
Całkowicie nie zważając już na jego poczynania rozsunąłem zasłony, ciesząc się ciepłym, słonecznym porankiem. Miałem dużo czasu do kolejnego wyjazdu. Otworzyłem okno wpuszając do środka świeże powietrze. Lubiłem tą ciszę i spokój, kiedy bezproblemowo mogłem wstać i po przeciągać się przed oknem. Kiedy po krótkiej chwili przeszłem przez pokój i wyciągnąłem ze swojej torby szampon, czyste ubranie i ręcznik Oi znów zamruczał. Wskoczył na moje łóżko po czym ułożył się w mały kłębek. Miałem ochotę zrzucić go na podłogę.
-Głupi kocur.-wymruczałem pod nosem orientując się jakie z niego sprytne zwierzę.
Wcześniej gdy spałem nie mógł sobie znaleźć przy mnie miejsca. Obudził mnie i wywlokł z łóżka jedynie po to, żeby samemu ułożyć się na miękkiej pościeli. Jakby zapomniał, że w pokoju znajduje się jeszcze jedno, identyczne łóżko. Westchnąłem cicho i wyszłem z pokoju. Po prostu nie miałem słów. Przeszłem przez korytarz, dość szybko, ale uważnie. Zimno przeszło przez moje stopy dalej, do łydek, kolan oraz ud. Mogłem wziąść kapcie albo jakieś skarpetki do spania. Jednak z drugiej strony skąd mogłem wiedzieć, że zatrzymamy się u Ruki?
Wchodząc do łazienki poczułem słodki zapach lawendy. Owszem, lubiłem go. Zawsze w charakterystyczny sposób drażnił moje nozdrza i wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę. Zamkłem drzwi łazienki i już po chwili bokserki wolno spłynęły po moich udach w dół nóg, a koszulka, którą wcześniej miałem na sobie wylądowała na podłodze.
Cieszył mnie fakt, że mogłem na spokojnie wziąść prysznic. Ciepłe krople wody działały na mnie bardzo uspokajająco, a samotność pozwalała na przemyślenia.
Wciąż jednak byłem myślami u Akiry. On, w objęciach innego chłopaka. Na początku, nie umiałem sobie tego wyobrazić, myślałem, że to znowu jego zakichany żart. Oprzytomniałem dopiero po jakimś czasie, po dość długim śnie i porządnej kąpieli.
Bardzo dobrze wiedziałem, że mój związek z Akirą jest na sto procent skończony. Nie dawałem sobie nadziei, że stanie się jakikolwiek cud i do siebie wrócimy. Chociaż bardzo go kochałem pozwoliłem mu odejść wiedząc, że będzie szczęśliwy z innym. Chciałem dla niego jak najlepiej, a jeżeli jego związek z innym chłopakiem dawał mu szczęście, to nie miałem nic do powiedzenia. Po prostu życzyłem im wszystkiego dobrego, ponieważ co innego mogłem zrobić? Stać przed nimi i bezsensownie płakać czy udawać, że nic mnie to nie obchodzi? Przeżyłem z nim kilka pięknych miesięcy, delikatnych, czułych i ciepłych. Bez kłótni czy złości. Uwielbiałem gdy Akira się uśmiechał. Tak pięknie wtedy wyglądał.
Powoli przesunąłem dłońmi namydlając kark, ramiona. Zjechałem na obojczyki i klatkę piersiową. Zadrżałem lekko w odpowiedzi na dotyk. Szczególnie gdy myślałem o nim. Moje ciało przepełniło ciepło, a umysł całkowicie wypełnił się myślą o moim ukochanym.
Akira był wysokim, dość dobrze zbudowanym siedemnastolatkiem. Nie zawsze się uśmiechał, ponieważ uważał, że nie wyglądał wtedy zbyt atrakcyjne, aczkolwiek odpychająco. Wyraz jego twarzy wtedy gdy się śmiał, albo i chichotał był fascynujący. Jego czarne tęczówki przyciągały spojrzenia równie dobrze jak jego jasna karnacja. Był ideałem w każdym calu, przynajmniej dla mnie. No i jeszcze dla kogoś.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej. Na moim chudym ciałku lśniły małe, niestarte kropelki wody. Wytarłem się ręcznikiem i podszedłem do lustra. Uśmiechnąłem się leciutko sam do siebie. Poprawiłem grzywkę zakładając rude kosmyki włosów za ucho. Uwielbiałem swoje spojrzenie, zielonkawe tęczówki z ciekawością obserwujące wszystko dookoła. I te piegi...Zrzuciłem ręcznik na zmienię i ubrałem swoje ulubione bokserki, czarne w szarawe samolociki. Skarpetki bialutkie jak stokrotki zagościły na moich stopach, powiedziały im "dzień dobry". Znowu wytarłem nogi ręcznikiem. Założyłem ciemne rurki, ponieważ było błoto po ulewie. Chociaż i tak dzisiejszy dzień także miałem spędzić w samochodzie nie chciałem dawać moich ulubionych spodni znowu do prania, więc ubrałem na siebie inne. W tych też mój tyłek wyglądał dobrze. Pachnąca po praniu, wysuszona i wyprasowana szara koszulka wylądowała koło umywalki, ponieważ w zamyśleniu analizowałem aktualną pogodę. Bezsensowne. Po krótkiej chwili znowu chwyciłem ją do moich małych, dziecięcych dłoni nieco mnąc jej prawy rękawek. Nie przejąłem się tym, ubrałem koszulkę. Żeby było szybciej wziąłem suszarkę i szybko wysuszyłem włosy, nieco targając ich pasemkami na wszystkie strony. Moja piękna szczecina trochę pocierpiała przy rozczesywaniu kołtunów, ale wszystko skończyło się "Happy Endem" ponieważ MOJA truskawkowa odżywka bardzo mi pomogła. Uwielbiam truskawki. To najsmaczniejsza rzecz pod słońcem, rzecz jasna, druga
zaraz po mnie, najpiękniejsza (zaraz po mnie), no to ogólnie świetny owoc który u mnie, spożywany jest codziennie. Nie przesadzajmy. Prawie codziennie.
Stanąłem przed lustrem. Jeszcze kilka popraweczek. Włożyłem sobie moje ulubione spinki do włosów. Wyciągłem z kosmetyczki tusz do rzęs, otwarłem go i rozszerzyłem szerzej powieki. Przecież nie chciałem, żeby kawałek tuszu wpadł mi do oka, prawda?
Żartowałem. Dla mnie tylko kobiety powinny się malować.
Zamkłem klapę ubikacji i spuściłem wodę. A przynajmniej próbowałem. Wyszedłem z łazienki po około pięciu minutach ponieważ siłownie się ze spłuczką toaletową aż tyle mi zajęło. Poszedłem do pokoju i włożyłem rzeczy do torby. Oi spał na mojej poduszce. Westchnąłem cicho zażenowany i powoli ruszyłem w stronę kuchni, z zamiarem zrobienia sobie śniadania.
Po długich, dogłębnych przemyśleniach, krótkim, ale odprężającym prysznicu mogłem zdecydowanie powiedzieć, byłem wypoczęty. Chociaż brakowało mi jeszcze kilka godzin drzemki, zeszłem na dół. Zaskoczył mnie fakt, że przy blacie siedziała Ruka.
-Hey, od jak dawna nie śpisz?-zapytałem z uśmiechem. Podszedłem w jej stronę i usiadłem na krześle.
-Odkąd twój zacny ojczulek poprosił mnie żebym zrobiła mu śniadanie, bo o mało co nie rozwalił mi kuchni.-brunetka spojrzała na mnie krzywo i napiła się herbaty.-Włożył jajka do mikrofalówki żeby szybciej się podgrzały.-wytłumaczyła.-Na szczęście zdążyłam w porę zareagować.
-Właśnie dlatego w domu to ja gotuje.- zaśmiałem się.-Poszedł znowu spać?-zapytałem po chwili zastanowienia.
Ruka spojrzała na mnie uważnie i powoli zrobiła łyka herbaty, jak już zdążyłem zauważyć malinowej. Przez chwilkę poczułem się niezręcznie, jej wzrok przeszedł przez całe moje ciało, z dołu do góry, albo i na odwrót.
-Ichiru już dawno temu pojechał.-powiedziała cicho. Zaskoczył mnie ten fakt. Kiedy spojrzałem przez okno rzeczywiście, naszego samochodu nie było.- Mówił mi, że jedzie po kogoś do szpitala, a później się wraca. Będą tak...po południu.
-Miałem jechać z nim...-wymamrotałem pod nosem kładąc twarz na blat kuchenny.-I co my będziemy robić tyle czasu?
-Pooglądamy telewizję, a potem zrobimy obiad dla całej naszej czwórki!- zaproponowała. To raczej brzmiało jak rozkaz, a nie...propozycja.
Zadowolony potwierdziłem ruchem głowy, że się zgadzam. Nie chciało mi się z nią sprzeczać.
-Ale najpierw zrób mi kakao!- powiedziałem z uśmiechem na ustach.
Z uśmiechem patrzyłem na sos oraz pomidory przypiekające się na patelni. Powoli przemieszałem jej zawartość wielką, drewnianą łychą po czym wyjąłem z szafki cztery płaskie talerze i zgrabnym ruchem rozłożyłem je na stole. Ruka w tym domku miała podobnie jak było u nas, ponieważ kuchnia została połączona z jadalnią. Koło talerzy wylądowały sztućce oraz kilka podkładek pod garnki. Obiad był gotowy, natomiast nie wiedziałem co było z resztą domu. Ruka zarządziła, iż sam poradzę sobie z obiadem, a ona wtedy posprząta na przyjazd nieznajomego nam gościa. W sumie mi to nie przeszkadzało, dlatego też nie wyraziłem sprzeciwu wobec tego. Zdecydowanie bardziej wolałem gotować niż sprzątać, a z związku z tym, że miałem składniki tylko i wyłącznie na spaghetti, to musiałem je zrobić.
-Jak ci idzie?-usłyszałem głos dziewczyny. Byłem pewny, że siedziała w salonie.
-Hmm...w sumie z obiadem czekamy tylko na nich.-powiedziałem po krótkim zamyśleniu. Przejechałem dłońmi po stole. Interesowało mnie z kim przyjedzie Ichiru.-Ciebie też to ciekawi?
Nastała chwila ciszy.
-Ale co?-zapytała Ruka, wychylając się zza ściany.
Wiedziałem po wyrazie jej twarzy, że w tamtym momencie całkowicie zbiłem ją z tropu. Zaśmiałem się.
-O tym naszym "gościu", który ma przyjechać z Ichiru.-wszedłem do salonu i rozejrzałem się nieco.-Pomóż ci w czymś?
-Nie, dzięki. Już wszystko jest.-odpowiedziała kładąc fotografię w ciemno brązowej ramce na półkę. Była tam mała, malutka Ruka i jej rodzice, idealnie dopasowana do siebie para, słodkie, kochające się małżeństwo. Rzygam tęczą i sram brokatem, naprawdę.-A to...to tak, jak najbardziej mnie ciekawi kogo przywiezie ze sobą twój ojciec. Mówił ci coś wcześniej?
-Wiem tylko tyle, że ta osoba miała krótką wizytę w szpitalu.-odpowiedziałem. Dziewczyna wstała i wzięła do ręki szmatkę, którą chwilę wcześniej ścierała kurze.-Gdy Ichiru dowiedział się o tym w sekundę zebrał się, odwołał spotkania i wpakował mnie do samochodu. Na całe szczęście zdążyłem wziąść kilka moich i jego rzeczy do torby.
-Uważam, że to będzie jakaś kobieta.-powiedziała po krótkim namyśle Ruka.-Zadzwoniła do niego, żeby się nią zaopiekował, później tu przyjadą i po jakimś czasie wezmą ślub, a ty będziesz miał macoche z bachorami do bawienia.
Spojrzałem na nią zażenowany.
piątek, 5 września 2014
Mam pewien problem
Ohayo;c
Odwołując się do tytułu posta...nie mam beci, więc jak na razie nie dodam rozdziału, ale obiecuję, że jeżeli ktoś mi sprawdzi opowiadanie, dodam je jak najszybciej. Jak na razie...to mój numer gg
46722082
Jeżeli ktoś jest chętny do sprawdzania moich notatek...proszę o kontakt;c
Odwołując się do tytułu posta...nie mam beci, więc jak na razie nie dodam rozdziału, ale obiecuję, że jeżeli ktoś mi sprawdzi opowiadanie, dodam je jak najszybciej. Jak na razie...to mój numer gg
46722082
Jeżeli ktoś jest chętny do sprawdzania moich notatek...proszę o kontakt;c
wtorek, 19 sierpnia 2014
AiS- Rozdział I
Yo!
Jeżeli ktoś dotrwał do następnego posta to miło. Bardzo. Przepraszam, że dodaje go z takim opóźnieniem, nie będę się tłumaczyć sprawami rodzinnymi. Rozdział dość krótki wiem. Powiem jedynie, że mi się nie chciało, a zmobilizowało mnie kilka osób:3
Zapraszam na pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. Podobnie jak wcześniej proszę o komentarze w Waszej strony.
Rozdział I AiS - 1
Przeciągnąłem się, otwierając oczy i zasłoniłem dłonią swoje usta, ziewając. Zamroczony, a na dodatek kompletnie nie wyspany, rozejrzałem się po samochodzie, poszukując Ichiru, lecz nigdzie w zasięgu mojego wzroku nie mogłem go znaleźć. Zmarszczyłem nieco brwi i podniosłem się z pozycji leżącej, rozmasowując obolały kark. Samochód, jak już się wielu na pewno przekonało, nie jest dobrym miejscem do spania. Niestety, podczas wakacji trzeba od czasu do czasu zrobić te wyjątki, jednocześnie modląc się, żeby po wypoczynku w aucie wszystko nie bolało tak, że aż chce się umrzeć. Czy jest w tym jeppie lekarz? Uśmiechnąłem się leciutko, kiedy zauważyłem gdzie był zaparkowany samochód. Mały, przytulny domek letniskowy, stojący około sto metrów od jeziora, urzekał swoim pięknem. Wokół niego kwitło już kilkanaście kwiatów, chociaż były też i takie, które zachwycały jak narazie tylko wyglądem swoich zamkniętych, kolorowych płatków. Do drzwi wejściowych prowadziła mała, wąska ścieżka, otoczona różnorodnymi ozdobami trawnikowymi. I to się nazywa obsesja na krasnale.
Przeciągnąłem się jeszcze raz i żwawo wyskoczyłem z jeppa, na oścież otwierając jego czarne drzwiczki. Skoczyłem na ściółkę leśną przewieszając przez prawe ramię swoją ulubioną torbę podróżną. Musiałem poskładać koc, ten puchaty i mięciutki kocyk, który tak wiernie towarzyszył mi przez podróż w tą stronę. Na wszelki wypadek zamknąłem samochód, a kluczyki włożyłem do kieszeni.Naprawdę, czasami mój tata w ogóle nie myślał. Zostawił samochód otwarty, a w nim śpiącego mnie, portfel, pełno dokumentów i kluczyki w stacyjce. Jeżeli jakiś złodziej chciałby ukraść coś z tych powyżej wymienionych rzeczy (rzeczy, ponieważ nie sądzę, żeby ktoś chciał mnie porwać, no, być może dla okupu) zrobiłby to bez najmniejszego problemu.
-Senri!-usłyszałem nagle i zobaczyłem przy ogrodzeniu ciemno włosą brunetkę.
Uśmiechnąłem się szeroko i automatycznie ścisnąłem w rękach koc, natomiast moja przyjaciółka, przeszła przez ogródek. Nie minęła chwila, a ona znalazła się tuż obok mnie, zadowolona trzymając w dłoniach reklamówkę z zakupami. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, piwnymi tęczówkami, lekko unosząc głowę w górę. Zaletą dojrzewania jest wzrost, a dokładniej to, że można urosnąć kilkanaście centymetrów w górę. Mutacja i inne takie rzeczy idą wtedy na boczny tor.
-Dzień dobry, kochaniutka!-zawołałem radośnie, a ona cichutko zachichotała i wtuliła się w moje ciało.
-Cześć Senri!-odpowiedziała. Czułem jak jej ręce stanowczo obejmują mnie w pasie.-Stęskniłam się za tobą!
-Ja też się stęskniłem. Gdzie tata? Mój tata.-wytłumaczyłem lekko speszony, natomiast brunetka ciągle się we mnie wtulała.-Ruukaaa...już możesz mnie puścić.
Chociaż dziewczyna była trochę niższa ode mnie, byliśmy w tym samym wieku, a przez to, że w gimnazjum chodziliśmy ze sobą do klasy, nasza znajomość przerodziła się w bardzo szczerą i dobrą przyjaźń. Ruka była dla mnie bardzo ważną osobą. Mówiłem jej wszystko to, co leżało mi na sercu, dzieliłem się z nią swoimi problemami oraz wstydliwymi tajemnicami. Gdyby nie była moją przyjaciółką, nie poznał bym Akiry. Więc... czy to dobrze?
Brunetka w końcu rozluźniła uścisk, aż do chwili, gdy odsunęła się ode mnie. Jej duże, piwne tęczówki zwrócone w moją stronę bacznie obserwowały każdy mój ruch. Westchnąłem cicho i przejechałem dłonią po swoich rudych, rozczochranych włoskach, po czym zakryłem nimi twarz. Ruka położyła swoje ręce na moich nadgarstkach. Czułem jej delikatny oddech na swojej skórze, więc zmarszczyłem nieco brwi i spojrzałem na nią uważnie.
-Coś się stało?-zapytała cicho, wlepiając swój wzrok w moje tęczówki.
Wiatr, który nagle się wymógł, poruszył liśćmi drzew. Wydawało mi się, że wszystko w tamtym momencie ucichło, a główne reflektory na scenie, są skierowane właśnie na nas. Na mnie i na Rukę. Zastanawiałem się, czy powiedzieć jej o wszystkim. Wziąłem głęboki oddech po czym szybko odwróciłem wzrok.
-Chodź do domu, proszę.-wyszeptałem cicho.-Opowiem ci wszystko, ale przy herbacie.
Dziewczyna pokiwała głową delikatnie, tak jakby w zamyśleniu analizowała moją wypowiedź. Zanim się zorientowałem mocno trzymała mnie za nadgarstek i prowadziła przez chodnik w stronę domku letniskowego.
Szczerze mówiąc na dworze było ciemno. Słońce schowało się za górami, a zabawnie oświetlone chmury, ledwo widoczne przez gesty las, przybrały kolor jasno różowy oraz ciemny, nie wdzięczny
błękit. Ruka stanęła przede mną i otworzyła drzwi, uśmiechnęła się do mnie lekko. Ponownie chwyciła mnie za rękę i wciągnęła do środka domu, do przedpokoju. Ściągnąłem tenisówki, a bluzę zawiesiłem na wieszaku. Zauważyłem swoją torbę z ubraniami, stojącą tuż obok drewnianych, kręconych schodów prowadzących na pierwsze piętro.
-Dlaczego tu jest moja torba?-zapytałem zaskoczony.
-Ichiru ją tu przyniósł.-odparła z uśmiechem.-Powiedział, że idzie się przespać, a później jedzie dalej...
-Jak to jedzie?-przerwałem jej. Chcąc czy nie chcąc zwróciłem uwagę na liczbę pojedynczą, a nie mnogą. Co mój ojciec znowu planował?-Przecież miałem jechać z nim!
-Nie krzycz.-Ruka jak zwykle zwróciła mi uwagę. Ciche prychnięcie z mojej strony i po kłopocie.-Powiedział, że ma jakieś sprawy do załatwienia i woli, żebyś został tutaj.
-Czyli uważa, że będę mu przeszkadzać.-wymruczałem pod nosem.
-Chcesz kakao czy herbatę?-zapytała zmieniając temat, jednocześnie wchodząc do kuchni.
Po ułożeniu swoich butów wziąłem do ręki jej reklamówkę z zakupami. Poszedłem za nią uśmiechając się szeroko, bo nie ma to jak szeroki, piękny, a zarazem wymuszony uśmiech. Położyłem reklamówkę na blacie kuchennym i pomogłem dziewczynie wyjąć wszystkie zakupione rzeczy. Ser biały, szynkę oraz masło włożyłem do lodówki, natomiast brunetka wyjęła z szafki dwa kubki.
-Wolę kakao.-odpowiedziałem po dłuższym czasie, a dziewczyna uśmiechnęła się.-Ale chcę zimne.
Przeszedłem na około blatu kuchennego i usiadłem na krześle. Patrzyłem się jak moja przyjaciółka wyciągała z półki łyżeczki oraz kakao. Nasypała do kubków mniej więcej taką samą ilość. Nie wiedziałem, czy mogę jej powiedzieć co zaszło między mną a Akirą. Zastanawiałem się co zrobi, kiedy się o tym wszystkim dowie. Chociaż znałem ją bardzo długo, nie mogłem przewidzieć, jaka będzie jej reakcja. Byliśmy trochę razem i owszem, przeszliśmy przez kilka kłótni. Najczęściej odbywały się one z błahych powodów i rzadko, ale to bardzo rzadko. Kochałem go. Bardzo go kochałem, chociaż nadal próbowałem zrozumieć słowa mojego ojca, gdy mówił, że jeżeli się kogoś kocha, to także umie się z tą osobą rozstać.
-Kakaoo!-krzyk brunetki wyrwał mnie z zamyślenia.
Otworzyłem szeroko oczy, gdy zorientowałem się, że przede mną stał kubek z zimnym napojem, a Ruka siedziała koło mnie. Zaśmiałem się nerwowo i spojrzałem na blat, natomiast moja przyjaciółka jak gdyby nigdy nic obserwowała mnie spod przymrużonych powiek.
-Powiedz mi co się stało.-zażądała.
Wziąłem kubek do prawej ręki. Był cały zielony, ozdobiony kolorowymi plamkami. Czułem jak zimno przenika przez niego. Westchnąłem cicho i napiłem się, chcąc chociaż trochę zyskać na czasie.
-Akira ze mną zerwał.-odpowiedziałem w końcu.
-Jak to zerwał?!-oburzyła się dziewczyna i o mało co, nie rozlała napoju na blat.-Zabiję go!-warknęła mrużąc oczy.-Zginie okrutną, długą i bolesną śmiercią, a później będzie się smażył w piekle!
-Ruka, spokojnie, proszę...- starałem się ją uciszyć szeptem. Położyłem obie dłonie na jej ramionach i zmusiłem, żeby usiadła.
-Jak on mógł?-powiedziała cicho i ze zdenerwowaniem napiła się kakao.-Przecież ty...nie rozumiem go.
-Po prostu się zakochał...-mrukłem bezmyślnie, a ona spojrzała na mnie tak jakby chciała go zamordować.
-Będzie zdychać w piekle.
-Ruka! To może i źle, że się zakochał. Przynajmniej dla mnie.- racjonalne myślenie wyłączone. Dziękuję za uwagę.- Ale nie kłóciliśmy się, to miłe, że mi o tym powiedział, a nie okłamywał, prawda?
Brunetka przyznała mi rację. Było jej głupio, była bardzo zła, ale mi ją przyznała. Nie chciałem się z nią sprzeczać, ponieważ to była kobieta z którą nie dało się wygrać kłótni. Od zawsze taka była. Uwielbiała postawić na swoim. Za wszelką cenę.
Zamilkła. Zdziwiło mnie to. Patrzyłem na jej oczy, w skupieniu patrzące się na blat kuchenny. Wiedziałem, że nad czymś rozmyśla.
-No i co teraz?-zapytała w końcu. Nie popatrzyła na mnie, lecz była jakaś inna reakcja. Zaczęła się bawić pasemkiem włosów.
-No i nic...ma chłopaka, jakby nie mam, a ja...nie mam nikogo.- odpowiedziałem. Wstałem, dopiłem kakao i podeszłem do umywalki umyć kubek.
-Jak to nie masz nikogo? Masz przecież jeszcze mnie.
Jeżeli ktoś dotrwał do następnego posta to miło. Bardzo. Przepraszam, że dodaje go z takim opóźnieniem, nie będę się tłumaczyć sprawami rodzinnymi. Rozdział dość krótki wiem. Powiem jedynie, że mi się nie chciało, a zmobilizowało mnie kilka osób:3
Zapraszam na pierwszy rozdział, mam nadzieję, że się spodoba. Podobnie jak wcześniej proszę o komentarze w Waszej strony.
Rozdział I AiS - 1
Przeciągnąłem się, otwierając oczy i zasłoniłem dłonią swoje usta, ziewając. Zamroczony, a na dodatek kompletnie nie wyspany, rozejrzałem się po samochodzie, poszukując Ichiru, lecz nigdzie w zasięgu mojego wzroku nie mogłem go znaleźć. Zmarszczyłem nieco brwi i podniosłem się z pozycji leżącej, rozmasowując obolały kark. Samochód, jak już się wielu na pewno przekonało, nie jest dobrym miejscem do spania. Niestety, podczas wakacji trzeba od czasu do czasu zrobić te wyjątki, jednocześnie modląc się, żeby po wypoczynku w aucie wszystko nie bolało tak, że aż chce się umrzeć. Czy jest w tym jeppie lekarz? Uśmiechnąłem się leciutko, kiedy zauważyłem gdzie był zaparkowany samochód. Mały, przytulny domek letniskowy, stojący około sto metrów od jeziora, urzekał swoim pięknem. Wokół niego kwitło już kilkanaście kwiatów, chociaż były też i takie, które zachwycały jak narazie tylko wyglądem swoich zamkniętych, kolorowych płatków. Do drzwi wejściowych prowadziła mała, wąska ścieżka, otoczona różnorodnymi ozdobami trawnikowymi. I to się nazywa obsesja na krasnale.
Przeciągnąłem się jeszcze raz i żwawo wyskoczyłem z jeppa, na oścież otwierając jego czarne drzwiczki. Skoczyłem na ściółkę leśną przewieszając przez prawe ramię swoją ulubioną torbę podróżną. Musiałem poskładać koc, ten puchaty i mięciutki kocyk, który tak wiernie towarzyszył mi przez podróż w tą stronę. Na wszelki wypadek zamknąłem samochód, a kluczyki włożyłem do kieszeni.Naprawdę, czasami mój tata w ogóle nie myślał. Zostawił samochód otwarty, a w nim śpiącego mnie, portfel, pełno dokumentów i kluczyki w stacyjce. Jeżeli jakiś złodziej chciałby ukraść coś z tych powyżej wymienionych rzeczy (rzeczy, ponieważ nie sądzę, żeby ktoś chciał mnie porwać, no, być może dla okupu) zrobiłby to bez najmniejszego problemu.
-Senri!-usłyszałem nagle i zobaczyłem przy ogrodzeniu ciemno włosą brunetkę.
Uśmiechnąłem się szeroko i automatycznie ścisnąłem w rękach koc, natomiast moja przyjaciółka, przeszła przez ogródek. Nie minęła chwila, a ona znalazła się tuż obok mnie, zadowolona trzymając w dłoniach reklamówkę z zakupami. Patrzyła na mnie swoimi dużymi, piwnymi tęczówkami, lekko unosząc głowę w górę. Zaletą dojrzewania jest wzrost, a dokładniej to, że można urosnąć kilkanaście centymetrów w górę. Mutacja i inne takie rzeczy idą wtedy na boczny tor.
-Dzień dobry, kochaniutka!-zawołałem radośnie, a ona cichutko zachichotała i wtuliła się w moje ciało.
-Cześć Senri!-odpowiedziała. Czułem jak jej ręce stanowczo obejmują mnie w pasie.-Stęskniłam się za tobą!
-Ja też się stęskniłem. Gdzie tata? Mój tata.-wytłumaczyłem lekko speszony, natomiast brunetka ciągle się we mnie wtulała.-Ruukaaa...już możesz mnie puścić.
Chociaż dziewczyna była trochę niższa ode mnie, byliśmy w tym samym wieku, a przez to, że w gimnazjum chodziliśmy ze sobą do klasy, nasza znajomość przerodziła się w bardzo szczerą i dobrą przyjaźń. Ruka była dla mnie bardzo ważną osobą. Mówiłem jej wszystko to, co leżało mi na sercu, dzieliłem się z nią swoimi problemami oraz wstydliwymi tajemnicami. Gdyby nie była moją przyjaciółką, nie poznał bym Akiry. Więc... czy to dobrze?
Brunetka w końcu rozluźniła uścisk, aż do chwili, gdy odsunęła się ode mnie. Jej duże, piwne tęczówki zwrócone w moją stronę bacznie obserwowały każdy mój ruch. Westchnąłem cicho i przejechałem dłonią po swoich rudych, rozczochranych włoskach, po czym zakryłem nimi twarz. Ruka położyła swoje ręce na moich nadgarstkach. Czułem jej delikatny oddech na swojej skórze, więc zmarszczyłem nieco brwi i spojrzałem na nią uważnie.
-Coś się stało?-zapytała cicho, wlepiając swój wzrok w moje tęczówki.
Wiatr, który nagle się wymógł, poruszył liśćmi drzew. Wydawało mi się, że wszystko w tamtym momencie ucichło, a główne reflektory na scenie, są skierowane właśnie na nas. Na mnie i na Rukę. Zastanawiałem się, czy powiedzieć jej o wszystkim. Wziąłem głęboki oddech po czym szybko odwróciłem wzrok.
-Chodź do domu, proszę.-wyszeptałem cicho.-Opowiem ci wszystko, ale przy herbacie.
Dziewczyna pokiwała głową delikatnie, tak jakby w zamyśleniu analizowała moją wypowiedź. Zanim się zorientowałem mocno trzymała mnie za nadgarstek i prowadziła przez chodnik w stronę domku letniskowego.
Szczerze mówiąc na dworze było ciemno. Słońce schowało się za górami, a zabawnie oświetlone chmury, ledwo widoczne przez gesty las, przybrały kolor jasno różowy oraz ciemny, nie wdzięczny
błękit. Ruka stanęła przede mną i otworzyła drzwi, uśmiechnęła się do mnie lekko. Ponownie chwyciła mnie za rękę i wciągnęła do środka domu, do przedpokoju. Ściągnąłem tenisówki, a bluzę zawiesiłem na wieszaku. Zauważyłem swoją torbę z ubraniami, stojącą tuż obok drewnianych, kręconych schodów prowadzących na pierwsze piętro.
-Dlaczego tu jest moja torba?-zapytałem zaskoczony.
-Ichiru ją tu przyniósł.-odparła z uśmiechem.-Powiedział, że idzie się przespać, a później jedzie dalej...
-Jak to jedzie?-przerwałem jej. Chcąc czy nie chcąc zwróciłem uwagę na liczbę pojedynczą, a nie mnogą. Co mój ojciec znowu planował?-Przecież miałem jechać z nim!
-Nie krzycz.-Ruka jak zwykle zwróciła mi uwagę. Ciche prychnięcie z mojej strony i po kłopocie.-Powiedział, że ma jakieś sprawy do załatwienia i woli, żebyś został tutaj.
-Czyli uważa, że będę mu przeszkadzać.-wymruczałem pod nosem.
-Chcesz kakao czy herbatę?-zapytała zmieniając temat, jednocześnie wchodząc do kuchni.
Po ułożeniu swoich butów wziąłem do ręki jej reklamówkę z zakupami. Poszedłem za nią uśmiechając się szeroko, bo nie ma to jak szeroki, piękny, a zarazem wymuszony uśmiech. Położyłem reklamówkę na blacie kuchennym i pomogłem dziewczynie wyjąć wszystkie zakupione rzeczy. Ser biały, szynkę oraz masło włożyłem do lodówki, natomiast brunetka wyjęła z szafki dwa kubki.
-Wolę kakao.-odpowiedziałem po dłuższym czasie, a dziewczyna uśmiechnęła się.-Ale chcę zimne.
Przeszedłem na około blatu kuchennego i usiadłem na krześle. Patrzyłem się jak moja przyjaciółka wyciągała z półki łyżeczki oraz kakao. Nasypała do kubków mniej więcej taką samą ilość. Nie wiedziałem, czy mogę jej powiedzieć co zaszło między mną a Akirą. Zastanawiałem się co zrobi, kiedy się o tym wszystkim dowie. Chociaż znałem ją bardzo długo, nie mogłem przewidzieć, jaka będzie jej reakcja. Byliśmy trochę razem i owszem, przeszliśmy przez kilka kłótni. Najczęściej odbywały się one z błahych powodów i rzadko, ale to bardzo rzadko. Kochałem go. Bardzo go kochałem, chociaż nadal próbowałem zrozumieć słowa mojego ojca, gdy mówił, że jeżeli się kogoś kocha, to także umie się z tą osobą rozstać.
-Kakaoo!-krzyk brunetki wyrwał mnie z zamyślenia.
Otworzyłem szeroko oczy, gdy zorientowałem się, że przede mną stał kubek z zimnym napojem, a Ruka siedziała koło mnie. Zaśmiałem się nerwowo i spojrzałem na blat, natomiast moja przyjaciółka jak gdyby nigdy nic obserwowała mnie spod przymrużonych powiek.
-Powiedz mi co się stało.-zażądała.
Wziąłem kubek do prawej ręki. Był cały zielony, ozdobiony kolorowymi plamkami. Czułem jak zimno przenika przez niego. Westchnąłem cicho i napiłem się, chcąc chociaż trochę zyskać na czasie.
-Akira ze mną zerwał.-odpowiedziałem w końcu.
-Jak to zerwał?!-oburzyła się dziewczyna i o mało co, nie rozlała napoju na blat.-Zabiję go!-warknęła mrużąc oczy.-Zginie okrutną, długą i bolesną śmiercią, a później będzie się smażył w piekle!
-Ruka, spokojnie, proszę...- starałem się ją uciszyć szeptem. Położyłem obie dłonie na jej ramionach i zmusiłem, żeby usiadła.
-Jak on mógł?-powiedziała cicho i ze zdenerwowaniem napiła się kakao.-Przecież ty...nie rozumiem go.
-Po prostu się zakochał...-mrukłem bezmyślnie, a ona spojrzała na mnie tak jakby chciała go zamordować.
-Będzie zdychać w piekle.
-Ruka! To może i źle, że się zakochał. Przynajmniej dla mnie.- racjonalne myślenie wyłączone. Dziękuję za uwagę.- Ale nie kłóciliśmy się, to miłe, że mi o tym powiedział, a nie okłamywał, prawda?
Brunetka przyznała mi rację. Było jej głupio, była bardzo zła, ale mi ją przyznała. Nie chciałem się z nią sprzeczać, ponieważ to była kobieta z którą nie dało się wygrać kłótni. Od zawsze taka była. Uwielbiała postawić na swoim. Za wszelką cenę.
Zamilkła. Zdziwiło mnie to. Patrzyłem na jej oczy, w skupieniu patrzące się na blat kuchenny. Wiedziałem, że nad czymś rozmyśla.
-No i co teraz?-zapytała w końcu. Nie popatrzyła na mnie, lecz była jakaś inna reakcja. Zaczęła się bawić pasemkiem włosów.
-No i nic...ma chłopaka, jakby nie mam, a ja...nie mam nikogo.- odpowiedziałem. Wstałem, dopiłem kakao i podeszłem do umywalki umyć kubek.
-Jak to nie masz nikogo? Masz przecież jeszcze mnie.
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
AiS - Mój mały koszmar
Ohayo wszystkim, mam nadzieję, że humorki dopisują. Zamieszczam tu trochę, troszeczkę AiS na osłodę tego dzionka, z góry przepraszam za błędy w tekście:c
Jednakże mam nadzieję, że się spodoba:3
Proszę o komentarze, jeżeli ktoś przeczyta, natomiast pierwszy rozdział AiS...pracuję nad nim xD
AiS
Mój mały koszmar.
Przyjemna pustka, wszechogarniająca mnie ciemność nie przynosiła żadnych, kompletnie żadnych uczuć oprócz jednego. Miałem wrażenie jakbym spadał, raz za czas się unosił, ale za każdym razem kiedy z impetem leciałem w dół byłem spokojny, trwałem w bezruchu, a jednocześnie obserwowałem wszystko, co się dzieje dokoła. Kompletnie nic nie rozumiałem, a moim zdaniem było bezmyślne wpatrywanie się ciemność, która czasem mi coś pokazywała, na przykład, wydarzenia z mojej przeszłości. Znów się zatrzymałem, unosiłem się w powietrzu. Spokojnie leżałem czekając na to, co miało się stać, jednakże gdy po chwili czekania nadal nic się nie wydarzyło, zamkłem oczy i westchnąłem cicho, nie wiedząc co robić. Nagle poczułem, że stoję boso na ziemi. Trawa, tak samo jak miękkie płatki kwiatów przyjemnie łaskotały moje stopy. Zaciekawiony otworzyłem szeroko powieki, a moim oczom ukazał się bardzo miły dla mnie widok. Stałem na przeciwko mojej ulubionej kawiarni. Uśmiechnąłem się leciutko, wciągając przez nos uroczy zapach truskawek oraz brzoskwiń, który z niewiadomych powodów zawsze unosił się w kawiarni. Kiedy po raz pierwszy weszłem do niej, te owoce, ich zapach i smak od razu mnie uwiodły. Zawsze po szkole przechodziłem tam i coś sobie zamawiałem, przeprowadzając tam ze sobą kolegów oraz koleżanki. Siadaliśmy na polu, na zewnątrz kawiarni i obserwowaliśmy ludzi przechodzących przez ulicę. Śmialiśmy się, dogadywaliśmy sobie nawzajem. Tam także poznałem Akire.
Kiedy nagle go tam zobaczyłem, zaparło mi dech w piersiach, po prostu szybko wytrzymałem oddech. Czułem mocne bicie serca, swojego serca, a z zaskoczenia aż otwarły mi się usta. On siedział sobie spokojnie na naszej ławeczce, naszej ulubionej, tej, na której siedzieliśmy podczas naszej pierwszej randki. Akira był odwrócony plecami w moją stronę, za co szczerze dziękowałem, a jednocześnie przeklinałem los. Jego szare włosy delikatnie poruszały się pod wpływem wiatru, a ich czarne pasemka bardzo wyróżniały się na tle innych tworząc specyficzny kontrast.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Stałem tam, nadal osłupiony i przyglądając się mu całkowicie odpłynąłem w świat swojej fantazji. Uważnie obserwowałem jak zabrał do ręki butelkę z sokiem i bardzo powoli pił, tak jakby wiedział, że się na niego patrzyłem.
Akira odłożył butelkę na stolik i odwrócił głowę w bok. Spojrzał na mnie jakby kątem oka, po czym uśmiechnął się. Pochylając się nad chłopakiem, który siedział obok niego złożył na jego ustach namiętny pocałunek, z kolei ten, oddał go łapczywie i jakby prosząc o więcej, położył obie dłonie na jego plecach przyciągając do siebie jego szczupłe ciało. Zrozpaczony patrzyłem na swojego byłego kochanka, który intensywnie pięścił językiem podniebienie blondyna, a jednocześnie zjeżdżał dłonią w dół jego pleców, pomrukując cicho.
Zamkłem oczy, nie chcąc widzieć dalej tego oszusta. Jego obietnice, moje nadzieje, nasze plany i całe życie...wszystko się skończyło za pomocą takiej krótkiej, oszczędnej w słowach rozmowie, raz po raz przerywaną głuchą, niepokojącą ciszą. Chociaż zamkłem oczy, pod powiekami i tak, i tak widziałem ten sam obraz; Akiry, tulącego do siebie jakiegoś chłopaka, który dla mnie był zupełnie obcy. Miał duże brązowe tęczówki, jasną, nieskazitelną cerę oraz blond włosy, gdzieś tak do ramion.
Nie wiedziałem co mam zrobić, a jedyny dźwięk jaki z siebie wydałem był cichy i żałosny, aż tak, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Zakryłem twarz dłońmi, mocno zacisłem powieki starając się uspokoić. Pociągłem nosem żeby zaraz nie wybuchnąć płaczem, żałosnym szlochem, który zawsze sprawiał, że czułem się odrobinę lżej, a jednocześnie upokarzał mnie niezmiernie, gdy ktoś widział mnie w takim stanie. Poczułem jak moje oczy napełniają się gorzkimi łzami. Po krótkiej chwili spłyneły w dół po moich rumianych policzkach, aż w końcu wylądowały na trawniku, tuż przy mojej stopie. Jeszcze raz spojrzałem w stronę kawiarni, ale ich już tam nie było. Widziałem tylko siebie. Swoje żałosne odbicie w lustrze.
Ciemne, rude włosy do ramion, delikatna grzywka po prawej stronie twarzy. Idealnie zasłaniała oczy, a chociażby jedno z nich o jasnym, często radosnym kolorze zieleni, jaskrawej, a zarazem innej, takiej delikatnej, bliskiej. Na wypukłych policzkach, choć w tamtej chwili ozdabiały je łzy i wielkie wory pod oczami, były też inne defekty, z związku z tym, moja skóra nie była zbytnio gładka oraz delikatna w dotyku.
Ja, Senri, chłopak dość wysoki, a zarazem niski, dość chudy, często z rozpromienioną twarzyczką i z uśmiechem na ustach, dotknąłem krawędzi lustra, które pod moim dotykiem tak jakby zaczęło pękać. Nie przestraszyłem się jednak. Ostrożnie przejechałem dłonią przez połowę jego szerokości i zatrzymałem się w pewnym momencie. Po chwili zastanowienia nacisnąłem całą dłonią na środek lustra, a jego odłamki w niewiarygodnie szybkim tempie odłamały się i wbiły się prosto w moje oczy, uszy, usta, dłonie oraz serce, raniąc je. Od tamtej pory nie widziałem tego co było słuszne, nie słyszałem nic, nie mogłem powiedzieć, a tym bardziej zawołać o pomoc, a moje dłonie zostały ostro zranione. Serce natomiast jakby pod wpływem jakiegoś czaru, zostało nieczułe na jakiekolwiek uczucia, w tym miłość.
Jednakże mam nadzieję, że się spodoba:3
Proszę o komentarze, jeżeli ktoś przeczyta, natomiast pierwszy rozdział AiS...pracuję nad nim xD
AiS
Mój mały koszmar.
Przyjemna pustka, wszechogarniająca mnie ciemność nie przynosiła żadnych, kompletnie żadnych uczuć oprócz jednego. Miałem wrażenie jakbym spadał, raz za czas się unosił, ale za każdym razem kiedy z impetem leciałem w dół byłem spokojny, trwałem w bezruchu, a jednocześnie obserwowałem wszystko, co się dzieje dokoła. Kompletnie nic nie rozumiałem, a moim zdaniem było bezmyślne wpatrywanie się ciemność, która czasem mi coś pokazywała, na przykład, wydarzenia z mojej przeszłości. Znów się zatrzymałem, unosiłem się w powietrzu. Spokojnie leżałem czekając na to, co miało się stać, jednakże gdy po chwili czekania nadal nic się nie wydarzyło, zamkłem oczy i westchnąłem cicho, nie wiedząc co robić. Nagle poczułem, że stoję boso na ziemi. Trawa, tak samo jak miękkie płatki kwiatów przyjemnie łaskotały moje stopy. Zaciekawiony otworzyłem szeroko powieki, a moim oczom ukazał się bardzo miły dla mnie widok. Stałem na przeciwko mojej ulubionej kawiarni. Uśmiechnąłem się leciutko, wciągając przez nos uroczy zapach truskawek oraz brzoskwiń, który z niewiadomych powodów zawsze unosił się w kawiarni. Kiedy po raz pierwszy weszłem do niej, te owoce, ich zapach i smak od razu mnie uwiodły. Zawsze po szkole przechodziłem tam i coś sobie zamawiałem, przeprowadzając tam ze sobą kolegów oraz koleżanki. Siadaliśmy na polu, na zewnątrz kawiarni i obserwowaliśmy ludzi przechodzących przez ulicę. Śmialiśmy się, dogadywaliśmy sobie nawzajem. Tam także poznałem Akire.
Kiedy nagle go tam zobaczyłem, zaparło mi dech w piersiach, po prostu szybko wytrzymałem oddech. Czułem mocne bicie serca, swojego serca, a z zaskoczenia aż otwarły mi się usta. On siedział sobie spokojnie na naszej ławeczce, naszej ulubionej, tej, na której siedzieliśmy podczas naszej pierwszej randki. Akira był odwrócony plecami w moją stronę, za co szczerze dziękowałem, a jednocześnie przeklinałem los. Jego szare włosy delikatnie poruszały się pod wpływem wiatru, a ich czarne pasemka bardzo wyróżniały się na tle innych tworząc specyficzny kontrast.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Stałem tam, nadal osłupiony i przyglądając się mu całkowicie odpłynąłem w świat swojej fantazji. Uważnie obserwowałem jak zabrał do ręki butelkę z sokiem i bardzo powoli pił, tak jakby wiedział, że się na niego patrzyłem.
Akira odłożył butelkę na stolik i odwrócił głowę w bok. Spojrzał na mnie jakby kątem oka, po czym uśmiechnął się. Pochylając się nad chłopakiem, który siedział obok niego złożył na jego ustach namiętny pocałunek, z kolei ten, oddał go łapczywie i jakby prosząc o więcej, położył obie dłonie na jego plecach przyciągając do siebie jego szczupłe ciało. Zrozpaczony patrzyłem na swojego byłego kochanka, który intensywnie pięścił językiem podniebienie blondyna, a jednocześnie zjeżdżał dłonią w dół jego pleców, pomrukując cicho.
Zamkłem oczy, nie chcąc widzieć dalej tego oszusta. Jego obietnice, moje nadzieje, nasze plany i całe życie...wszystko się skończyło za pomocą takiej krótkiej, oszczędnej w słowach rozmowie, raz po raz przerywaną głuchą, niepokojącą ciszą. Chociaż zamkłem oczy, pod powiekami i tak, i tak widziałem ten sam obraz; Akiry, tulącego do siebie jakiegoś chłopaka, który dla mnie był zupełnie obcy. Miał duże brązowe tęczówki, jasną, nieskazitelną cerę oraz blond włosy, gdzieś tak do ramion.
Nie wiedziałem co mam zrobić, a jedyny dźwięk jaki z siebie wydałem był cichy i żałosny, aż tak, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Zakryłem twarz dłońmi, mocno zacisłem powieki starając się uspokoić. Pociągłem nosem żeby zaraz nie wybuchnąć płaczem, żałosnym szlochem, który zawsze sprawiał, że czułem się odrobinę lżej, a jednocześnie upokarzał mnie niezmiernie, gdy ktoś widział mnie w takim stanie. Poczułem jak moje oczy napełniają się gorzkimi łzami. Po krótkiej chwili spłyneły w dół po moich rumianych policzkach, aż w końcu wylądowały na trawniku, tuż przy mojej stopie. Jeszcze raz spojrzałem w stronę kawiarni, ale ich już tam nie było. Widziałem tylko siebie. Swoje żałosne odbicie w lustrze.
Ciemne, rude włosy do ramion, delikatna grzywka po prawej stronie twarzy. Idealnie zasłaniała oczy, a chociażby jedno z nich o jasnym, często radosnym kolorze zieleni, jaskrawej, a zarazem innej, takiej delikatnej, bliskiej. Na wypukłych policzkach, choć w tamtej chwili ozdabiały je łzy i wielkie wory pod oczami, były też inne defekty, z związku z tym, moja skóra nie była zbytnio gładka oraz delikatna w dotyku.
Ja, Senri, chłopak dość wysoki, a zarazem niski, dość chudy, często z rozpromienioną twarzyczką i z uśmiechem na ustach, dotknąłem krawędzi lustra, które pod moim dotykiem tak jakby zaczęło pękać. Nie przestraszyłem się jednak. Ostrożnie przejechałem dłonią przez połowę jego szerokości i zatrzymałem się w pewnym momencie. Po chwili zastanowienia nacisnąłem całą dłonią na środek lustra, a jego odłamki w niewiarygodnie szybkim tempie odłamały się i wbiły się prosto w moje oczy, uszy, usta, dłonie oraz serce, raniąc je. Od tamtej pory nie widziałem tego co było słuszne, nie słyszałem nic, nie mogłem powiedzieć, a tym bardziej zawołać o pomoc, a moje dłonie zostały ostro zranione. Serce natomiast jakby pod wpływem jakiegoś czaru, zostało nieczułe na jakiekolwiek uczucia, w tym miłość.
środa, 23 lipca 2014
AiS Prolog
Ohayo :)
Rozdział miał być dodany w sobotę, no a cóż...jest czwartek, jak narazie ósma rano...
Ciekawi mnie czy ktoś przeczyta tą notkę.
Oto proluge AiS, Senriego i... no, na pewno jakiegoś chłopaka:)
Przepraszam za tak mało tekstu oraz ewentualne błędy i życzę miłego czytania. Poproszę o komentarze:3
-Czemu nie odpisujesz?-szepnąłem cicho wpatrując się w ekran swojego telefonu komórkowego. Siedziałem na tylnych siedzeniach czarnego jeppa, prawym w kącie, przy oknie. Zasmucony zastanawiałem się,a jednocześnie obserwowałem jak małe kropelki deszczu łączą się w jedną kroplę, po czym ta spływa w dół szyby zostawiając za sobą mokry ślad. Byłem szczupły, przez brak apetytu prawie nic nie jadłem co martwiło mojego ojca i powodowało,że z dnia na dzień chudłem jeszcze bardziej oraz bladłem.
-Jedz Senri.-usłyszałem nagle i zobaczyłem przy sobie swojego ojca z dużą bułką w prawej dłoni.
-Tato,ja nie jestem głodny.-wymamrotałem pod nosem. Spojrzałem się błagalnym wzrokiem na mężczyznę,ale to i tak nic nie pomogło.
-Musisz coś zjeść.Nie jadłeś nic od wczoraj.-odpowiedział brunet.-Albo sam jesz,albo cie pokarmię.
-Sam zjem.- wyjęczałem cicho.
Zabrałem bułkę z rąk ojca i odwinąłem serberko.Ze zmarszczonymi brwiami patrzyłem na szynkę oraz ser żółty,ale później ugryzłem w zastanowieniu,wracając do obserwacji kropel deszczu.Brunet usiadł z przodu za kierownica i włożył kluczyki do stacyjki.Rozglądnął się jeszcze po samochodzie tak, jakby czegoś szukał, ale najwidoczniej później machnął na to ręką, ponieważ zapiął pas. Gdy ruszyliśmy kilka błyskawic przecieło czarne chmury,a ja skuliłem się na siedzeniu i okryłem się miękkim kocem. Nienawidziłem burzy.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?-powiedział Ichru, zerkajac na mnie przez ramię.-Od dwóch tygodni siedzisz cicho,nie odzywasz się, jesteś markotny.
- Nie ważne tato.- wymruczałem jeszcze bardziej kuląc się na siedzeniu. Położyłem dłonie na telefonie mocno przyciskając go do siebie.-To są moje sprawy i mo...- Zaciąłem się przy ostatnich słowach uważnie patrząc na mężczyznę.
- Twojego chłopaka. Mówisz tak, jakbym o tym nie wiedział.- dokończył za mnie Ichiru. Włączył kierunkowzkaz i skręcił w lewo.
- Ale s-skąd ty to..?-jęknąłem. Spojrzałem speszony w okno chcąc ukryć swoje rumieńce przed ojcem."Twojego chłopaka". To naprawdę słodko zabrzmiało.
- Skąd ja to wiem..?- mruknął pod nosem zamyślając się na chwilę.-Wiesz, no nie trudno zauważyć dwóch chłopaków idących po parku i trzymających się za ręce albo siedzących na ławce w porcie, namiętnie się obsciskujacych...- Ichiru wygłosił to zdanie jak przemowę przed końcem świata. Spojrzał przez ramię na mnie po czym znów odwrócił się i bacznie obserwował całą jezdnię.-Senri, wiem, że ciebie to zaskoczyło, ale dla mnie to też był wielki szok, gdy was zobaczyłem. Miałem ochotę zlać tego chłopaka po mordzie, dlatego, że z mojego kochanego,małego synka zrobił biseksualistę, albo może i geja.- kontynuował dalej mężczyzna.- Przyszłem wtedy do domu i czekałem aż przyjdziesz dopóki nie uświadomiłem sobie, że mój mały, kochany synek ma już prawie szesnaście lat. Senri, ufam ci całkowicie i choć czasami robisz spektakularne pomyłki, wiem, że jesteś bardzo mądrym chłopakiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że kochasz tamtego osiemnastolatka, ale....
- A-ale co, tato..?-odezwałem się.
- Czy on też ciebie kocha?- zapytał cicho mężczyzna mocno ściskając kierownicę. Próbował mi coś wytłumaczyć, jak najdelikatniej. Idiotyczne.
- Tak...chyba tak.-powiedziałem w zastanowieniu.- Tak, na pewno..! Akira mówił mi to, powtarzał ciągle. Cały czas..!
- Chcesz do niego zadzwonić?-zaproponował Ichiru wyciągając z kieszeni komórkę.- Z mojego możesz. Mam darmowe minuty do wszystkich sieci.
-Naprawdę mogę?- ucieszyłem się i o mało co nie wskoczyłem na mężczyznę.- Taaak, dzięki tatku!
- Senri uważaj, przecież ja prowadzę!-Wrzasnął Ichiru spowrotem przejeżdżając samochodem na prawidłowy pas jezdni.
- Nie stresuj się tak staruszku.-Zachichotałem cicho.
Wziąłem telefon komórkowy Ichiru i odblokowałem ekran dotykowy, szybciutko wpisując numer Kanae. Już kilkanaście razy próbowałem się dodzwonić do ukochanego, ale ten nie odbierał. Gdy pojawił się sygnał znów straciłem nadzieję na to, że się do niego dodzwoni.
- Haloo....?-rozległ się po dwóch sygnałach lekko znajomy,ale kojący dla mnie głos.
- Kanae...- odezwałem się po chwili ciszy. - To ja, Senri.
- Coś się stało?- zapytał Kanae. Jego ton się nieco zmienił. Mówił wyraźniej, głośniej. Inaczej.
- Nie, nic się nie stało. Hey, dlaczego nie odbierasz jak do ciebie dzwonię, nie odpisujesz...w ogóle się do mnie nie odzywasz.- powiedziałem to najciszej jak mógł tak, jakby nawet przed sobą chciałem zataic ten fakt.
- Przepraszam Senri. Mam dużo nauki, jeszcze dodatkowo muszę chodzić do pracy. Nie wyrabiam się z tym wszystkim.- odparł osiemnastolatek. Ichiru słysząc rozmowę tylko mruknął coś pod nosem i wrócił do kierowania pojazdem.- Ponad to, muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego..?-zainteresowałem się wygodnie opierając głowę o okno. Poluzował nieco pas bezpieczeństwa.
- Senri, ale obiecaj mi coś.
- Co mam obiecać?
- Że mimo wszystko zawsze będziemy przyjaciółmi...- powiedział szybko osiemnastolatek tak, jakby te słowa nie chciały przejść przez jego gardło.- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję ci to Kanae.- westchnąłem. Nie wiedziałem co chłopak chciał mi powiedzieć, ale orientowałem się w tym, że to będzie dla nas obu bardzo trudne do przejścia.
- Senri ja....Zakochałem się...-na te słowa skuliłem się i owinąłem się kocem tak, jakbym co najmniej chciał się udusić. Przynajmniej tak to wyglądało.- Chciałbym być z nim... on też mnie kocha.
- J-ja...rozumiem...Kanae.- odpowiedziałem cichutko. Czułem jak moje oczy napełniają się gorzkimi łzami.- Rozumiem.
-Pozwolisz mi z nim być..?- zapytał nieśmiało Kanae, nie wiedząc jak inaczej się o to zapytać.
- To twój wybór. Jeśli wybierzesz go, nie będziesz mógł mieć mnie. I na odwrót.- wymruczałem pod nosem ocierajac policzek z łzy.- Jesteśmy już tylko przyjaciółmi, tak?
- Tak Senri.- odparł cicho Kanae.- Przykro mi, że nam nie wyszło. Nie chciałem cie kłamać, dlatego mówię ci to teraz, od razu.
- Rozumiem, ale przepraszam muszę juz kończyć.- skłamałem.- Porozmawiamy później?
- Możemy, jeśli będziesz chciał, a ja jeżeli wyrobię się z nauką i pracą.
- Cieszę się. Do usłyszenia.-odparłem szybko i od razu rozłączyłem się nie czekając na odpowiedz.
Położyłem telefon komórkowy w schowku koło ojca, po czym znów wygodnie ułożyłem się, a raczej skuliłem na siedzeniach. Po obu moich policzkach spłyneły łzy i zacząłem cicho płakać. Ichiru słysząc mój szloch nieco zmarszczył brwi, nie wiedząc co ma powiedzieć. Spojrzał na mnie przez ramię i wolną rękę na chwilę położył na mojej nodze.
-Senri, nie płacz...- szepnął cicho mężczyzna. Znów położył obie dłonie na kierownicy, ale co jakiś czas patrzył na mnie w lusterku.
- J-jak mam nie płakać, co?-wyksztusiłem przez łzy. Otarłem rękawem bluzy łzy z policzków, a później delikatnie przetarłem nią oczy.-Kochałem go i nadal kocham...a on zakochał się...w ja..kimś.. chłopaku...
- Kochać to także umieć się rozstać.- zacytował Ichiru.- Umieć pozwolić komuś odejść,nawet
jeśli darzy się go wielkim uczuciem
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu
zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.- spojrzał na mnie, a patrzyłem się na niego spod koca, swoimi szeroko otwartymi zielonymi oczkami. Uśmiechnął się trochę w moją stronę.-Taką zasadą kierowałem się, gdy twoja matka zdecydowała się odejść ode mnie.Chciała jechać, zwiedzać świat. Uważała,że mąż i dziecko tylko utrudnią jej spełnianie swoich marzeń.
- I co z nią teraz?-zainteresowałem się, na chwilę odrywając swe myśli od ukochanego.
- Nie wiem czy już przejrzała na oczy, czy jeszcze nie. Podobno znalazła sobie męża, który też lubi podróże, tak samo jak ona. Ja cieszę się, że mam ciebie Senri i chcę twojego szczęścia...zrozum, jako nastolatkowie jesteście teraz w trudnym wieku. Mogą się wam podobać i dziewczyny ,i chłopcy. Dopiero teraz naprawdę dorastacie, a to jest bardzo trudny okres czasu ponieważ zmieniają się wasze charaktery, zainteresowania, poglądy na świat.
-Co ma to do tego..?- zapytałem cicho. Pociągłem nosem i wtuliłem się w ciepły, szary koc.
- Jest tysiące chłopaków, dziewczyn, którzy mają zawody miłosne. Uwierz mi, ja też takie miałem. Przejdziesz przez całą rozpacz,dotkniesz całym ciałem dna, odbijesz się od niego aż w końcu wypłyniesz na powierzchnię.
- Czyli...?- wymruczałem pod nosem wpatrując się w ciemno brązowe włosy swojego ojca.
- Musisz sam to zrozumieć.- odpowiedział Ichiru.
Bardzo zrezygnowany mocno wtuliłem się w ciepły koc. Położyłem głowę tuż przy oknie i zamknąłem oczy by ukryć spływające z nich łzy. Zakryłem twarz dłonią. Mój oddech ustabilizował się dopiero wtedy, gdy zasnąłem.
Rozdział miał być dodany w sobotę, no a cóż...jest czwartek, jak narazie ósma rano...
Ciekawi mnie czy ktoś przeczyta tą notkę.
Oto proluge AiS, Senriego i... no, na pewno jakiegoś chłopaka:)
Przepraszam za tak mało tekstu oraz ewentualne błędy i życzę miłego czytania. Poproszę o komentarze:3
-Czemu nie odpisujesz?-szepnąłem cicho wpatrując się w ekran swojego telefonu komórkowego. Siedziałem na tylnych siedzeniach czarnego jeppa, prawym w kącie, przy oknie. Zasmucony zastanawiałem się,a jednocześnie obserwowałem jak małe kropelki deszczu łączą się w jedną kroplę, po czym ta spływa w dół szyby zostawiając za sobą mokry ślad. Byłem szczupły, przez brak apetytu prawie nic nie jadłem co martwiło mojego ojca i powodowało,że z dnia na dzień chudłem jeszcze bardziej oraz bladłem.
-Jedz Senri.-usłyszałem nagle i zobaczyłem przy sobie swojego ojca z dużą bułką w prawej dłoni.
-Tato,ja nie jestem głodny.-wymamrotałem pod nosem. Spojrzałem się błagalnym wzrokiem na mężczyznę,ale to i tak nic nie pomogło.
-Musisz coś zjeść.Nie jadłeś nic od wczoraj.-odpowiedział brunet.-Albo sam jesz,albo cie pokarmię.
-Sam zjem.- wyjęczałem cicho.
Zabrałem bułkę z rąk ojca i odwinąłem serberko.Ze zmarszczonymi brwiami patrzyłem na szynkę oraz ser żółty,ale później ugryzłem w zastanowieniu,wracając do obserwacji kropel deszczu.Brunet usiadł z przodu za kierownica i włożył kluczyki do stacyjki.Rozglądnął się jeszcze po samochodzie tak, jakby czegoś szukał, ale najwidoczniej później machnął na to ręką, ponieważ zapiął pas. Gdy ruszyliśmy kilka błyskawic przecieło czarne chmury,a ja skuliłem się na siedzeniu i okryłem się miękkim kocem. Nienawidziłem burzy.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?-powiedział Ichru, zerkajac na mnie przez ramię.-Od dwóch tygodni siedzisz cicho,nie odzywasz się, jesteś markotny.
- Nie ważne tato.- wymruczałem jeszcze bardziej kuląc się na siedzeniu. Położyłem dłonie na telefonie mocno przyciskając go do siebie.-To są moje sprawy i mo...- Zaciąłem się przy ostatnich słowach uważnie patrząc na mężczyznę.
- Twojego chłopaka. Mówisz tak, jakbym o tym nie wiedział.- dokończył za mnie Ichiru. Włączył kierunkowzkaz i skręcił w lewo.
- Ale s-skąd ty to..?-jęknąłem. Spojrzałem speszony w okno chcąc ukryć swoje rumieńce przed ojcem."Twojego chłopaka". To naprawdę słodko zabrzmiało.
- Skąd ja to wiem..?- mruknął pod nosem zamyślając się na chwilę.-Wiesz, no nie trudno zauważyć dwóch chłopaków idących po parku i trzymających się za ręce albo siedzących na ławce w porcie, namiętnie się obsciskujacych...- Ichiru wygłosił to zdanie jak przemowę przed końcem świata. Spojrzał przez ramię na mnie po czym znów odwrócił się i bacznie obserwował całą jezdnię.-Senri, wiem, że ciebie to zaskoczyło, ale dla mnie to też był wielki szok, gdy was zobaczyłem. Miałem ochotę zlać tego chłopaka po mordzie, dlatego, że z mojego kochanego,małego synka zrobił biseksualistę, albo może i geja.- kontynuował dalej mężczyzna.- Przyszłem wtedy do domu i czekałem aż przyjdziesz dopóki nie uświadomiłem sobie, że mój mały, kochany synek ma już prawie szesnaście lat. Senri, ufam ci całkowicie i choć czasami robisz spektakularne pomyłki, wiem, że jesteś bardzo mądrym chłopakiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że kochasz tamtego osiemnastolatka, ale....
- A-ale co, tato..?-odezwałem się.
- Czy on też ciebie kocha?- zapytał cicho mężczyzna mocno ściskając kierownicę. Próbował mi coś wytłumaczyć, jak najdelikatniej. Idiotyczne.
- Tak...chyba tak.-powiedziałem w zastanowieniu.- Tak, na pewno..! Akira mówił mi to, powtarzał ciągle. Cały czas..!
- Chcesz do niego zadzwonić?-zaproponował Ichiru wyciągając z kieszeni komórkę.- Z mojego możesz. Mam darmowe minuty do wszystkich sieci.
-Naprawdę mogę?- ucieszyłem się i o mało co nie wskoczyłem na mężczyznę.- Taaak, dzięki tatku!
- Senri uważaj, przecież ja prowadzę!-Wrzasnął Ichiru spowrotem przejeżdżając samochodem na prawidłowy pas jezdni.
- Nie stresuj się tak staruszku.-Zachichotałem cicho.
Wziąłem telefon komórkowy Ichiru i odblokowałem ekran dotykowy, szybciutko wpisując numer Kanae. Już kilkanaście razy próbowałem się dodzwonić do ukochanego, ale ten nie odbierał. Gdy pojawił się sygnał znów straciłem nadzieję na to, że się do niego dodzwoni.
- Haloo....?-rozległ się po dwóch sygnałach lekko znajomy,ale kojący dla mnie głos.
- Kanae...- odezwałem się po chwili ciszy. - To ja, Senri.
- Coś się stało?- zapytał Kanae. Jego ton się nieco zmienił. Mówił wyraźniej, głośniej. Inaczej.
- Nie, nic się nie stało. Hey, dlaczego nie odbierasz jak do ciebie dzwonię, nie odpisujesz...w ogóle się do mnie nie odzywasz.- powiedziałem to najciszej jak mógł tak, jakby nawet przed sobą chciałem zataic ten fakt.
- Przepraszam Senri. Mam dużo nauki, jeszcze dodatkowo muszę chodzić do pracy. Nie wyrabiam się z tym wszystkim.- odparł osiemnastolatek. Ichiru słysząc rozmowę tylko mruknął coś pod nosem i wrócił do kierowania pojazdem.- Ponad to, muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego..?-zainteresowałem się wygodnie opierając głowę o okno. Poluzował nieco pas bezpieczeństwa.
- Senri, ale obiecaj mi coś.
- Co mam obiecać?
- Że mimo wszystko zawsze będziemy przyjaciółmi...- powiedział szybko osiemnastolatek tak, jakby te słowa nie chciały przejść przez jego gardło.- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję ci to Kanae.- westchnąłem. Nie wiedziałem co chłopak chciał mi powiedzieć, ale orientowałem się w tym, że to będzie dla nas obu bardzo trudne do przejścia.
- Senri ja....Zakochałem się...-na te słowa skuliłem się i owinąłem się kocem tak, jakbym co najmniej chciał się udusić. Przynajmniej tak to wyglądało.- Chciałbym być z nim... on też mnie kocha.
- J-ja...rozumiem...Kanae.- odpowiedziałem cichutko. Czułem jak moje oczy napełniają się gorzkimi łzami.- Rozumiem.
-Pozwolisz mi z nim być..?- zapytał nieśmiało Kanae, nie wiedząc jak inaczej się o to zapytać.
- To twój wybór. Jeśli wybierzesz go, nie będziesz mógł mieć mnie. I na odwrót.- wymruczałem pod nosem ocierajac policzek z łzy.- Jesteśmy już tylko przyjaciółmi, tak?
- Tak Senri.- odparł cicho Kanae.- Przykro mi, że nam nie wyszło. Nie chciałem cie kłamać, dlatego mówię ci to teraz, od razu.
- Rozumiem, ale przepraszam muszę juz kończyć.- skłamałem.- Porozmawiamy później?
- Możemy, jeśli będziesz chciał, a ja jeżeli wyrobię się z nauką i pracą.
- Cieszę się. Do usłyszenia.-odparłem szybko i od razu rozłączyłem się nie czekając na odpowiedz.
Położyłem telefon komórkowy w schowku koło ojca, po czym znów wygodnie ułożyłem się, a raczej skuliłem na siedzeniach. Po obu moich policzkach spłyneły łzy i zacząłem cicho płakać. Ichiru słysząc mój szloch nieco zmarszczył brwi, nie wiedząc co ma powiedzieć. Spojrzał na mnie przez ramię i wolną rękę na chwilę położył na mojej nodze.
-Senri, nie płacz...- szepnął cicho mężczyzna. Znów położył obie dłonie na kierownicy, ale co jakiś czas patrzył na mnie w lusterku.
- J-jak mam nie płakać, co?-wyksztusiłem przez łzy. Otarłem rękawem bluzy łzy z policzków, a później delikatnie przetarłem nią oczy.-Kochałem go i nadal kocham...a on zakochał się...w ja..kimś.. chłopaku...
- Kochać to także umieć się rozstać.- zacytował Ichiru.- Umieć pozwolić komuś odejść,nawet
jeśli darzy się go wielkim uczuciem
Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu
zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.- spojrzał na mnie, a patrzyłem się na niego spod koca, swoimi szeroko otwartymi zielonymi oczkami. Uśmiechnął się trochę w moją stronę.-Taką zasadą kierowałem się, gdy twoja matka zdecydowała się odejść ode mnie.Chciała jechać, zwiedzać świat. Uważała,że mąż i dziecko tylko utrudnią jej spełnianie swoich marzeń.
- I co z nią teraz?-zainteresowałem się, na chwilę odrywając swe myśli od ukochanego.
- Nie wiem czy już przejrzała na oczy, czy jeszcze nie. Podobno znalazła sobie męża, który też lubi podróże, tak samo jak ona. Ja cieszę się, że mam ciebie Senri i chcę twojego szczęścia...zrozum, jako nastolatkowie jesteście teraz w trudnym wieku. Mogą się wam podobać i dziewczyny ,i chłopcy. Dopiero teraz naprawdę dorastacie, a to jest bardzo trudny okres czasu ponieważ zmieniają się wasze charaktery, zainteresowania, poglądy na świat.
-Co ma to do tego..?- zapytałem cicho. Pociągłem nosem i wtuliłem się w ciepły, szary koc.
- Jest tysiące chłopaków, dziewczyn, którzy mają zawody miłosne. Uwierz mi, ja też takie miałem. Przejdziesz przez całą rozpacz,dotkniesz całym ciałem dna, odbijesz się od niego aż w końcu wypłyniesz na powierzchnię.
- Czyli...?- wymruczałem pod nosem wpatrując się w ciemno brązowe włosy swojego ojca.
- Musisz sam to zrozumieć.- odpowiedział Ichiru.
Bardzo zrezygnowany mocno wtuliłem się w ciepły koc. Położyłem głowę tuż przy oknie i zamknąłem oczy by ukryć spływające z nich łzy. Zakryłem twarz dłonią. Mój oddech ustabilizował się dopiero wtedy, gdy zasnąłem.
sobota, 12 lipca 2014
Ohayo
Witam wszystkich obecnych oraz tych których tu nie ma, mam nadzieję, że czytelnicy tego bloga nie zawiodą się, i na autorce( tak, to ja:) i na opowiadaniach. Zamierzam tu opisywać zabawne historyjki związków męsko męskich, tak zwane yaoi, jak kto woli. Opisywane sytuacje mogą być drastycznie, romantyczne, albo takie na jakie będę miała ochotę. Wszystko będę pisać i wymyślać, z pomocą mojego braciszka, mam nadzieję, że hasła do bloga nie zapomnę. Proszę o cierpliwość i wyrozumiałość:3
Notki postaram się dodawać co tydzień, chyba w soboty jakby nie mam, nie wiem, jestem osobą niezdecydowaną.
O błędach w opowiadaniach proszę mnie informować w komentarzach, tak samo proszę o opinię czytelników, liczę na szczere:3
Do następnej soboty. Louise, Louis.
Notki postaram się dodawać co tydzień, chyba w soboty jakby nie mam, nie wiem, jestem osobą niezdecydowaną.
O błędach w opowiadaniach proszę mnie informować w komentarzach, tak samo proszę o opinię czytelników, liczę na szczere:3
Do następnej soboty. Louise, Louis.
Subskrybuj:
Posty (Atom)