Nie mam pomysłu co tu napisać....

piątek, 19 września 2014

Rozdział II AiS

W końcu!
Przyjaciółka była tak miła, że sprawdziła mi rozdział:3
Po prostu kofciam tą kobietę, noooo xD
Dziękuję!!!




Rozdział II
Ciche mruczenie, delikatne futerko oraz ciepły kocyk... było mi przyjemnie, no, oczywiście nie w takim sensie, aczkolwiek całkowicie innym...ech...bez skojarzeń proszę.
Otworzyłem oczy po krótkiej chwili i zaraz przed sobą zobaczyłem Oi. Jego niesamowicie białe ząbki oraz piękne, zielone oczka wpatrywały się w moją postać bezlitośnie. Przeciągnął się, niczym rasowy kocur i usadowił się na moich kolanach, przykrytych szarym kocem. Cudownym, szarym kocykiem, który towarzyszył mi już od dłuższego czasu. Futerko Oi było miękkie, puchate i całkowicie brązowe, całe brązowe. Nie było na nim żadnych pasków, ciapków, kółek, ani łatek, po prostu czyste, zadbane futro...i tyle. Przeciągnąłem się na zmianę otwierając i zamykając oczy. Zasłoniłem dłonią swoje ustka, ziewając i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pokój wydawał mi się nieco znajomy...ba, oczywiście, że znajomy. Błękitne ściany oraz białe dodatki, były tylko i wyłącznie sprawką Ruki. Chociaż, szczerze mówiąc...dużo się zmieniło od czasu, gdy byłem tu ostatni raz. Dwa małe, miękkie łóżka zostały przesunięte w kąt pokoju, tuż przy oknie. Na przeciwko niego, obok kalmerkowych drzwi stało białe, urocze biurko. Reszta pozostała na razie nie tknięta, choć Ruka wspominała coś o ponownym przemeblowaniu pokoju. Oi znów zamruczał, tym razem głośniej i tak jakby chciał zwrócić na siebie moją uwagę. Co prawda to prawda. Udało mu się to zrobić. Spojrzałem na niego przez chwilkę tak, jakbym w ogóle nie wiedział, skąd on się tam znalazł. No, w rzeczywistości tak naprawdę nie wiedziałem, aczkolwiek, mniejsza o to. Kocur wskoczył na mój tors, przez co znowu położyłem się na plecy. Westchnąłem cicho i pogłaskałem go po grzbiecie, przez co jeszcze bardziej zaczął się łasić. Oi zarmruczał raz jeszcze, przejechał ogonem po mojej klatce piersiowej i zeskoczył na ziemię, na ciemne panele. Spojrzałem na niego lekko zaskoczony, ale później wstałem z łóżka.
Po moich nogach przeszły ciarki, podłoga była naprawdę zimna. Tamtego wieczoru, postanowiłem z tatą dłużej pospać. Zasłoniłem zasłony żeby nic mi nie przeszkadzało w drzemce, jednak nie przewidziałem, że kot mojej przyjaciółki będzie taki złośliwy i mnie obudzi.
Całkowicie nie zważając już na jego poczynania rozsunąłem zasłony, ciesząc się ciepłym, słonecznym porankiem. Miałem dużo czasu do kolejnego wyjazdu. Otworzyłem okno wpuszając do środka świeże powietrze. Lubiłem tą ciszę i spokój, kiedy bezproblemowo mogłem wstać i po przeciągać się przed oknem. Kiedy po krótkiej chwili przeszłem przez pokój i wyciągnąłem ze swojej torby szampon, czyste ubranie i ręcznik Oi znów zamruczał. Wskoczył na moje łóżko po czym ułożył się w mały kłębek. Miałem ochotę zrzucić go na podłogę.
-Głupi kocur.-wymruczałem pod nosem orientując się  jakie z niego sprytne zwierzę.
Wcześniej gdy spałem nie mógł sobie znaleźć przy mnie miejsca. Obudził mnie i wywlokł z łóżka jedynie po to, żeby samemu ułożyć się na miękkiej pościeli. Jakby zapomniał, że w pokoju znajduje się jeszcze jedno, identyczne łóżko. Westchnąłem cicho i wyszłem z pokoju. Po prostu nie miałem słów. Przeszłem przez korytarz, dość szybko, ale uważnie. Zimno przeszło przez moje stopy dalej, do łydek, kolan oraz ud. Mogłem wziąść kapcie albo jakieś skarpetki do spania. Jednak z drugiej strony skąd mogłem wiedzieć, że zatrzymamy się u Ruki?
Wchodząc do łazienki poczułem słodki zapach lawendy. Owszem, lubiłem go. Zawsze w charakterystyczny sposób drażnił moje nozdrza i wywoływał na mojej skórze gęsią skórkę. Zamkłem drzwi łazienki i już po chwili bokserki wolno spłynęły po moich udach w dół nóg, a koszulka, którą wcześniej miałem na sobie wylądowała na podłodze.
Cieszył mnie fakt, że mogłem na spokojnie wziąść prysznic. Ciepłe krople wody działały na mnie bardzo uspokajająco, a samotność pozwalała na przemyślenia.
 Wciąż jednak byłem myślami u Akiry. On, w objęciach innego chłopaka. Na początku, nie umiałem sobie tego wyobrazić, myślałem, że to znowu jego zakichany żart. Oprzytomniałem dopiero po jakimś czasie, po dość długim śnie i porządnej kąpieli.
Bardzo dobrze wiedziałem, że mój związek z Akirą jest na sto procent skończony. Nie dawałem sobie nadziei, że stanie się jakikolwiek cud i do siebie wrócimy. Chociaż bardzo go kochałem pozwoliłem mu odejść wiedząc, że będzie szczęśliwy z innym. Chciałem dla niego jak najlepiej, a jeżeli jego związek z innym chłopakiem dawał mu szczęście, to nie miałem nic do powiedzenia. Po prostu życzyłem im wszystkiego dobrego, ponieważ co innego mogłem zrobić? Stać przed nimi i bezsensownie płakać czy udawać, że nic mnie to nie obchodzi? Przeżyłem z nim kilka pięknych miesięcy, delikatnych, czułych i ciepłych. Bez kłótni czy złości. Uwielbiałem gdy Akira się uśmiechał. Tak pięknie wtedy wyglądał.
Powoli przesunąłem dłońmi namydlając kark, ramiona. Zjechałem na obojczyki i klatkę piersiową. Zadrżałem lekko w odpowiedzi na dotyk. Szczególnie gdy myślałem o nim. Moje ciało przepełniło ciepło, a umysł całkowicie wypełnił się myślą o moim ukochanym.
Akira był wysokim, dość dobrze zbudowanym siedemnastolatkiem. Nie zawsze się uśmiechał, ponieważ uważał, że nie wyglądał wtedy zbyt atrakcyjne, aczkolwiek odpychająco. Wyraz jego twarzy wtedy gdy się śmiał, albo i chichotał był fascynujący. Jego czarne tęczówki przyciągały spojrzenia równie dobrze jak jego jasna karnacja. Był ideałem w każdym calu, przynajmniej dla mnie. No i jeszcze dla kogoś.
Wyszedłem z kabiny prysznicowej. Na moim chudym ciałku lśniły małe, niestarte kropelki wody. Wytarłem się ręcznikiem i podszedłem do lustra. Uśmiechnąłem się leciutko sam do siebie. Poprawiłem grzywkę zakładając rude kosmyki włosów za ucho. Uwielbiałem swoje spojrzenie, zielonkawe tęczówki  z ciekawością obserwujące wszystko dookoła. I te  piegi...Zrzuciłem ręcznik na zmienię i ubrałem swoje ulubione bokserki, czarne w szarawe samolociki. Skarpetki bialutkie jak stokrotki zagościły na moich stopach, powiedziały im "dzień dobry". Znowu wytarłem nogi ręcznikiem. Założyłem ciemne rurki, ponieważ było błoto po ulewie. Chociaż i tak dzisiejszy dzień także miałem spędzić w samochodzie nie chciałem dawać moich ulubionych spodni znowu do prania, więc ubrałem na siebie inne. W tych też mój tyłek wyglądał dobrze. Pachnąca po praniu, wysuszona i wyprasowana szara koszulka wylądowała koło umywalki, ponieważ w zamyśleniu analizowałem aktualną pogodę. Bezsensowne. Po krótkiej chwili znowu chwyciłem ją do moich małych, dziecięcych dłoni nieco mnąc jej prawy rękawek. Nie przejąłem się tym, ubrałem koszulkę. Żeby było szybciej wziąłem suszarkę i szybko wysuszyłem włosy, nieco targając ich pasemkami na wszystkie strony. Moja piękna szczecina trochę pocierpiała przy rozczesywaniu kołtunów, ale wszystko skończyło się "Happy Endem" ponieważ MOJA truskawkowa odżywka bardzo mi pomogła. Uwielbiam truskawki. To najsmaczniejsza rzecz pod słońcem, rzecz jasna, druga
zaraz po mnie, najpiękniejsza (zaraz po mnie), no to ogólnie świetny owoc który u mnie, spożywany jest codziennie. Nie przesadzajmy. Prawie codziennie.
Stanąłem przed lustrem. Jeszcze kilka popraweczek. Włożyłem sobie moje ulubione spinki do włosów. Wyciągłem z kosmetyczki tusz do rzęs, otwarłem go i rozszerzyłem szerzej powieki. Przecież nie chciałem, żeby kawałek tuszu wpadł mi do oka, prawda?
Żartowałem. Dla mnie tylko kobiety powinny się malować.
Zamkłem klapę ubikacji i spuściłem wodę. A przynajmniej próbowałem. Wyszedłem z łazienki po około pięciu minutach ponieważ siłownie się ze spłuczką toaletową aż tyle mi zajęło. Poszedłem do pokoju i włożyłem rzeczy do torby. Oi spał na mojej poduszce. Westchnąłem cicho zażenowany i powoli ruszyłem w stronę kuchni, z zamiarem zrobienia sobie śniadania.
Po długich, dogłębnych przemyśleniach, krótkim, ale odprężającym prysznicu mogłem zdecydowanie powiedzieć, byłem wypoczęty. Chociaż brakowało mi jeszcze kilka godzin drzemki, zeszłem na dół. Zaskoczył mnie fakt, że przy blacie siedziała Ruka.
-Hey, od jak dawna nie śpisz?-zapytałem z uśmiechem. Podszedłem w jej stronę i usiadłem na krześle.
-Odkąd twój zacny ojczulek poprosił mnie żebym zrobiła mu śniadanie, bo o mało co nie rozwalił mi kuchni.-brunetka spojrzała na mnie krzywo i napiła się herbaty.-Włożył jajka do mikrofalówki żeby szybciej się podgrzały.-wytłumaczyła.-Na szczęście zdążyłam w porę zareagować.
-Właśnie dlatego w domu to ja gotuje.- zaśmiałem się.-Poszedł znowu spać?-zapytałem po chwili zastanowienia.
Ruka spojrzała na mnie uważnie i powoli zrobiła łyka herbaty, jak już zdążyłem zauważyć malinowej. Przez chwilkę poczułem się niezręcznie, jej wzrok przeszedł przez całe moje ciało, z dołu do góry, albo i na odwrót.
-Ichiru już dawno temu pojechał.-powiedziała cicho. Zaskoczył mnie ten fakt. Kiedy spojrzałem przez okno rzeczywiście, naszego samochodu nie było.- Mówił mi, że jedzie po kogoś do szpitala, a później się wraca. Będą tak...po południu.
-Miałem jechać z nim...-wymamrotałem pod nosem kładąc twarz na blat kuchenny.-I co my będziemy robić tyle czasu?
-Pooglądamy telewizję, a potem zrobimy obiad dla całej naszej czwórki!- zaproponowała. To raczej brzmiało jak rozkaz, a nie...propozycja.
Zadowolony potwierdziłem ruchem głowy, że się zgadzam. Nie chciało mi się z nią sprzeczać.
-Ale najpierw zrób mi kakao!- powiedziałem z uśmiechem na ustach.
 


Z uśmiechem patrzyłem na sos oraz pomidory przypiekające się na patelni. Powoli przemieszałem jej zawartość wielką, drewnianą łychą po czym wyjąłem z szafki cztery płaskie talerze i zgrabnym ruchem rozłożyłem je na stole. Ruka w tym domku miała podobnie jak było u nas, ponieważ kuchnia została połączona z jadalnią. Koło talerzy wylądowały sztućce oraz kilka podkładek pod garnki. Obiad był gotowy, natomiast nie wiedziałem co było z resztą domu. Ruka zarządziła, iż sam poradzę sobie z obiadem, a ona wtedy posprząta na przyjazd nieznajomego nam gościa. W sumie mi to nie przeszkadzało, dlatego też nie wyraziłem sprzeciwu wobec tego. Zdecydowanie bardziej wolałem gotować niż sprzątać, a z związku z tym, że miałem składniki tylko i wyłącznie na spaghetti, to musiałem je zrobić.
-Jak ci idzie?-usłyszałem głos dziewczyny. Byłem pewny, że siedziała w salonie.
-Hmm...w sumie z obiadem czekamy tylko na nich.-powiedziałem po krótkim zamyśleniu. Przejechałem dłońmi po stole. Interesowało mnie z kim przyjedzie Ichiru.-Ciebie też to ciekawi?
Nastała chwila ciszy.
-Ale co?-zapytała Ruka, wychylając się zza ściany.
Wiedziałem po wyrazie jej twarzy, że w tamtym momencie całkowicie zbiłem ją z tropu. Zaśmiałem się.
-O tym naszym "gościu", który ma przyjechać z Ichiru.-wszedłem do salonu i rozejrzałem się nieco.-Pomóż ci w czymś?
-Nie, dzięki. Już wszystko jest.-odpowiedziała kładąc fotografię w ciemno brązowej ramce na półkę. Była tam mała, malutka Ruka i jej rodzice, idealnie dopasowana do siebie para, słodkie, kochające się małżeństwo. Rzygam tęczą i sram brokatem, naprawdę.-A to...to tak, jak najbardziej mnie ciekawi kogo przywiezie ze sobą twój ojciec. Mówił ci coś wcześniej?
-Wiem tylko tyle, że ta osoba miała krótką wizytę w szpitalu.-odpowiedziałem. Dziewczyna wstała i wzięła do ręki szmatkę, którą chwilę wcześniej ścierała kurze.-Gdy Ichiru dowiedział się o tym w sekundę zebrał się, odwołał spotkania i wpakował mnie do samochodu. Na całe szczęście zdążyłem wziąść kilka moich i jego rzeczy do torby.
-Uważam, że to będzie jakaś kobieta.-powiedziała po krótkim namyśle Ruka.-Zadzwoniła do niego, żeby się nią zaopiekował, później tu przyjadą i po jakimś czasie wezmą ślub, a ty będziesz miał macoche z bachorami do bawienia.
Spojrzałem na nią zażenowany.

piątek, 5 września 2014

Mam pewien problem

Ohayo;c
Odwołując się do tytułu posta...nie mam beci, więc jak na razie nie dodam rozdziału, ale obiecuję, że jeżeli ktoś mi sprawdzi opowiadanie, dodam je jak najszybciej. Jak na razie...to mój numer gg
46722082
Jeżeli ktoś jest chętny do sprawdzania moich notatek...proszę o kontakt;c